sobota, 30 maja 2009

Podróż oraz pierwsze wrażenia z Sydney

Nasza podróż przebiegła bez żadnych problemów. Rozpoczęła się w Poznaniu, następny był Frankfurt, potem Hong Kong i ostatecznie miejsce docelowe Sydney. Oboje byliśmy bardzo zadowoleni z latania, a dodać należy, że zarówno ja jak i Przemek pierwszy raz w życiu siedzieliśmy w samolocie.

Szczególnie zachwycały nas widoki zza okna, dlatego żałujemy, że z Frankfurtu do Hong Kongu nasze miejsca znajdowały się pośrodku „stalowego ptaka”. Jednak podczas dwóch pozostałych lotów, mogliśmy się cieszyć niesamowitymi widokami. Chmury zza okna wyglądają z góry jak biały śnieg, a oświetlane przez słońce potrafią razić w oczy. Lecąc, udało nam się również wypatrzyć na niebie inny samolot oraz na wodzie kilka statków i wyspy. Mieliśmy też okazję obserwować Australię z góry, niestety nie zawsze była dobra widoczność. Nie sprawdzaliśmy tego na własnej skórze, ale według informacji podawanych podczas lotów, temperatura w górze jest bardzo niska pomiędzy -50 a -60 st. C.

W Hong Kongu na przesiadkę mieliśmy bardzo mało czasu, zaledwie godzinę – muszę się przyznać, że bardzo mnie to niepokoiło. Zdążyliśmy jednak bez problemu, gdyż już wcześniej w samolocie można było sprawdzić numer bramki (już się trochę uspokoiłam), a na samym lotnisku wszystko było dobrze oznaczone, a odprawa przebiegła sprawnie.

Można powiedzieć, że w Hong Kongu na pasach startowych jest korek ;) samoloty odlatywały co chwilę, gdy kołowaliśmy za nami był już następny samolot i następny, i następny...

Zbliżając się do Sydney mijaliśmy burzę, a tuż przed lądowaniem co rusz wpadaliśmy w niewielkie turbulencje :) Podsumowując jedyną niedogodnością całej podróży były cierpnące nogi - te 27,5 godziny naprawdę nas wyczerpały.

Do mieszkania zajechaliśmy późnym wieczorem, bardzo zmęczeni, a następnego dnia z naszym samopoczuciem nie było najlepiej - ciągle odczuwaliśmy różnicę czasową.

Niestety pierwszego dnia niewiele widzieliśmy samego Sydney, przede wszystkim bardzo ciężko było nam się zmobilizować, żeby wstać, gdyż dopiero nad ranem oboje pogrążyliśmy się we właściwym śnie. A kiedy już udało nam się zwlec z łóżka wybraliśmy się do centrum otworzyć konto oraz zapoznać się trochę z Sydney. Samo miasto jest ogromne, mogliśmy się o tym przekonać już przy lądowaniu, a pierwszego dnia czuliśmy to w nogach. To, co oprócz odległości stanowi problem w Sydney to hałas, ale jakie wielkie miasto nie ma tego problemu? Co jeszcze przyciągnęło naszą uwagę pierwszego dnia, to architektura. Niesamowite jest to, że stare budynki giną pomiędzy drapaczami chmur, a z co poniektórych zabytkowo wyglądających konstrukcji wyłaniają się nowoczesne piętra.



Tego dnia dowiadywaliśmy się również o sieci telefoniczne i po raz pierwszy błądziliśmy po super markecie. Dziwnym wydawać by się mogło, ale zrobienie zakupów stanowiło nie lada wyzwanie, problem była przede wszystkim żywność, tzn. wszystko tu jest, ale trochę inne i nie do końca wiedzieliśmy co kupować. Jeszcze przez kilka kolejnych dni niewielkie zakupy robiliśmy przez przeszło godzinę, jeśli nie dłużej.

Ponieważ jesteśmy poznaniakami, przed przyjazdem do Sydney zastanawialiśmy się jak cenowo będzie przedstawiała się kwestia zakupu ziemniaków. Oczywiście tych, co lubią pyrki możemy uspokoić, znajdziecie je tu bez problemu, a ich odmian jest tu dość sporo, więc jest w czym wybierać :)