środa, 28 października 2009

Kilka słów o Australijczykach, czyli moje spostrzeżenia...

Australijczycy - jacy są naprawdę, trudno powiedzieć, nie należy bowiem wkładać wszystkich do tego samego worka… Obecnie przebywamy w tym malowniczym kraju przeszło 8 miesięcy i mieliśmy okazję poznać trochę ich maniery.

Tubylcy wyróżniają się ogromną chęcią niesienia pomocy, nawet wówczas, gdy się o nią nie prosiło. Zagubionemu chętnie wskażą drogę, w autobusach wytłumaczą, gdzie wysiąść, albo jaki inny środek transportu należałoby złapać, aby trafić do punktu przeznaczenia. W sklepach nie sposób nie spotkać uśmiechniętego sprzedawcy, który chętnie doradzi, gdy tylko tego potrzebujemy... albo i nie. Niektórzy potrafią zrezygnować z przyjęcia rodzinnego, by pomóc sąsiadowi w drobnych naprawach przy domu, a po wszystkim zaprosić do siebie na piwo (przez wtajemniczonych Tubylców wymawiane „pifo”) w celu ukojenia nerwów.

Australijczyków cechuje wyjątkowy luz i poczucie, że na wszystko starczy czasu, chociaż wcale tak nie musi być.


Spacerując z psem niejednokrotnie spotykam nieznajomych przechodniów, którzy są chętni do nawiązania choćby krótkiego dialogu. Co mi się ogromnie podoba to, to że w mniej zaludnionych miejscach mile widziane i spotykane jest witanie się z każdym bez względu na to, czy dana osoba jest sąsiadem czy nie. Czasami można się poczuć jak na szlaku w górach, z tą tylko różnicą, że tutaj znajdujemy się na szarym chodniku w dużym mieście. Niestety w Polsce niektórzy moi sąsiedzi potrafią odwrócić głowę, sprawiając wrażenie, że nie dostrzegają przechodnia.

Osoby, które poznałam, wyróżnia także duże zaufanie do innych i jestem pewna, że zaufanie którym obdarzają innych wpływa na wzajemną życzliwość. Niestety nie zawsze jest tak różowo… w dowolnym urzędzie raczej nie spotkamy się z podobną ufnością, gdyż australijska biurokracja jest nieugięta aczkolwiek życzliwa. Biurokracja australijska jest skrupulatna, bezwzględna i oczywiście powolna. Biada petentowi, który pomyli instytucje, gdyż urzędnik nie pełni funkcji informacji publicznej i odeśle go z kwitkiem. Na pocieszenie dodam, że o ile nie zrazi nas papierkowa robota, uzupełnianie niezliczonych i niepotrzebnych (z naszej perspektywy oczywiście) formularzy, to w Australii da się radę załatwić wszystko na co jest formularz.


Na koniec wyrażę jedno moje marzenie: Bardzo bym chciała, aby choć częścią serdeczności z jaką spotykam się w tym kraju można było zarazić rodaków, może wówczas życie w Polsce byłoby dużo łatwiejsze i przyjemniejsze.

Kilka widoków z Sydney...




I dla zainteresowanych nasze ulubienice - pałanki oraz dźwięk jaki wydają: