środa, 22 kwietnia 2009

Dlaczego Australia...?

Chyba każdy z nas marzył o możliwości zwiedzania świata, przeżycia przygody swojego życia, odwiedzenia najbardziej odległych zakątków świata oraz poznawania nowych, nieznanych kultur i chłonięcia piękna otaczającej nas, jakże niezwykłej, przyrody. Oglądając filmy przyrodnicze zawsze marzyłam, by pewnego dnia móc odwiedzić Australię, lecz nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że kiedyś będzie mi to dane.

Kiedy w 2006 roku mój mąż, Przemek, bronił pracę magisterską z informatyki, oboje wiedzieliśmy, że dla niego to dopiero początek. Jako osoba lubiąca się uczyć i czerpiąca z tego satysfakcję, Przemek postanowił, że nie poprzestanie na tytule magistra. Pierwotnie miał podjąć studia doktoranckie w Stanach na Uniwersytecie Emory w Atlancie. Niestety wydział studiów doktoranckich dla informatyków dopiero powstawał, w związku z czym uczelnia zdecydowała, że przyjmować będzie jedynie studentów, których wcześniej wypromowała.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Krótko po odebranej nam nadziei, pojawiła się nowa propozycja. Tym razem proponowane miejsce było nieco bardziej odległe – Australia. Znany profesor nauk informatycznych, mieszkający od przeszło 20 lat w Australii, poszukiwał doktorantów, chętnych do podjęcia nauki na Uniwersytecie Macquarie w Sydney (MQ).

Po spełnieniu wszystkich warunków stawianych przez MQ, wraz z mężem oczekiwaliśmy na informację o przebiegu procesu rekrutacyjnego. Pierwotnie zostaliśmy poinformowani, że potrwa to około 6 tygodni. Niestety okres oczekiwania przedłużył się do 8 miesięcy! W między czasie Przemek kończył drugi kierunek oraz zaangażował się w pracę naukową na UAM. Podczas, gdy ja po ukończeniu studiów podjęłam moją pierwszą pracę. Można by powiedzieć, że straciliśmy już nadzieję…

Tymczasem, nieoczekiwanie, tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2008, Przemek otrzymał prezent od Mikołaja, maila z informacją o przyjęciu go do grona studentów na MQ i tym samym został on studentem obu uczelni UAM i MQ w trybie co-tutelle.

Na zorganizowanie wyjazdu pozostało nam niewiele czasu, a do załatwienia było bardzo dużo spraw. Mieliśmy dwa miesiące na otrzymanie wizy, załatwienia biletu, pokoju oraz uporządkowania i dopięcia na ostatni guzik wszystkich spraw.

23 lutego 2009 roku, po krótkim, lecz jakże napiętym okresie przygotowań siedzieliśmy rozentuzjazmowani w samolocie, spoglądając z góry na Polskę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz