poniedziałek, 1 marca 2010

Lato, lato i po lecie…

Lato, lato i po lecie… Zastanawiam się, czy powinnam się cieszyć, czy drżeć, na myśl o chłodnych rankach i wieczorach, w nieprzystosowanych do niskich temperatur australijskich domkach. Po prostu sama nie wiem, co lepsze: zima, czy lato? Jak już pisałam w jednym z czerwcowych postów w ubiegłym roku, w sezonie zimowym można w Australii naprawdę zmarznąć.

A lato…? Czekałam na nie z utęsknieniem, gdyż czasami miałam dość chowania się pod kocem, ale obecnie, gdy rozpoczęła się kolejna pora roku cieszę się, że będę mogła nieco od niego odetchnąć.

Minione lato było gorące i mokre. Temperatura najczęściej oscylowała w granicach 36-38˚C stopni, jednakże bywały dni, gdy przekraczała 40˚C. Oczywiście podaję temperatury w cieniu, o tych jakie panowały w słońcu wolę nie myśleć :)

Czasami wolałam, więc nie wychodzić z pomieszczenia z włączoną klimatyzacją, a najlepiej w ogóle się nie ruszać. W takie cieplutkie dni niewiele potrzeba było, by koszulka stała się całkiem mokra. Niestety, domowa klimatyzacja nie zawsze dawała sobie radę a wówczas, najlepszym sposobem na złapanie chłodnego oddechu było udanie się wolnym krokiem zacienioną stroną ulicy w kierunku centrum handlowego Westfield. Marna to jest rozrywka, spędzać czas w handlowcu, ale akurat to nie miało dla mnie wielkiego znaczenia – najważniejsza była bardziej wydajna klimatyzacja. Czasami również przyjemnym rozwiązaniem było rozkoszować się zimnym prysznicem, jednakże ten sposób ochłody jest krótkotrwały. Przypuszczam, iż w Australii są osoby, które lubią taką aurę, szczególnie surferzy oraz mieszkańcy wybrzeży, chłodzący się bryzą od oceanu. Zapewne także nic przeciwko takiemu ciepełku nie mają osoby pracujące w dobrze klimatyzowanych pomieszczeniach, ale co z resztą? Niejednokrotnie słyszałam jak Australijczycy narzekali, że danego dnia panują takie nieznośne upały, ale żeby coś z tym zrobili...

Muszę jednak wszystkich poinformować, że to nie było jeszcze takie złe ;) Dla mnie najgorsze były duszne noce. Wielokrotnie nie mogłam spać! Nie wiedziałam jak się ułożyć, by było mi chłodniej. Czasem przytulałam się do zimnej ściany, ale jak można się domyślać, nie wpływa to na komfortowy sen. Na domiar złego takie lato sprzyja podwyższonej aktywności rozmaitych nocnych zwierzaków, a pozostałe zdaje się, że również nie mogły spać!

Nie zawsze jednak w porze letniej w Australii jest tak gorąco. Pogoda potrafi nieraz spłatać nieznośnego figla i zmienić się drastycznie w bardzo krótkim czasie. Zdarzają się mianowicie dni, gdy temperatura utrzymuje się w okolicy 30 stopni a przy wysokiej wilgotności, nawet powyżej 90%, nagle zaczyna brakować powietrza. Wyobraźcie sobie: duchota, niebo zachodzi chmurami, nagle zaczyna się burza i równie nagle temperatura spada o 10 stopni! - ból głowy murowany. Innymi razy (na szczęście) deszcz może padać przez dłuższy czas, nawet kilka dni, i wreszcie można trochę odsapnąć i nacieszyć się letnim chłodem.

Na chwilę obecną naprawdę cieszę się z jesieni, która nastała 1 marca, ale już się obawiam nadchodzącej zimy… Czy będę tęsknić za letnimi upałami? Doprawdy trudno mi na to pytanie odpowiedzieć po takim lecie :D

To, czego przez najbliższe miesiące będzie mi brakowało, to przede wszystkim ślicznych kwiatów plumerii, które można wpiąć sobie we włosy, ciekawego kwiatu Amaryllis nazywanego tu Naked Lady, ponieważ charakteryzuje się on brakiem liści w czasie kwitnienia oraz wielu innych pięknych kwiatów. Na całe szczęście i zimą również można podziwiać fascynujące rośliny, które tylko wtedy obsypują się kwieciem :)


Myślę również, że będę też tęsknić za pyszną mrożoną kawą, która niejednokrotnie pomagała mi się schłodzić :) a wkrótce prawdopodobnie nie będzie ona już potrzebna, przeciwnie lepszym rozwiązaniem będzie gorąca kawa z ekspresu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz