czwartek, 25 czerwca 2009

Australijska zima

Australijska zima, to bardzo ciekawa pora roku. Może niektórych to zaskoczy, ale w Sydney w okresie zimowym jest zimno :)

Ta najchłodniejsza pora roku zaczyna się tutaj 01.06. Zanim opuściliśmy Polskę poszukiwałam w Internecie informacji związanej z kalendarzowymi porami roku. Niestety trafiałam na wiele sprzecznych danych. Zweryfikować tę widomość mogłam dopiero na miejscu z komunikatów telewizyjnych. Zatem zima wkracza do Australii wraz z naszym polskim Dniem Dziecka (który nie jest tu obchodzony 01.06.).

Australijczycy w domach nie posiadają centralnego ogrzewania, a ich domki w większości są dziurawe jak szwajcarski ser :) to powoduje, że gdy temperatura spada (a w nocy mogą być tylko 3 stopnie C) możemy naprawdę bardzo zmarznąć. Niektórzy w tym okresie palą w kominkach, inni kupują kaloryfery olejowe, farelki, a jeszcze inni ograniczają się do mini grzejniczków, czyli wiatraczka z grzałką.

O tym, że australijska zima potrafi dokuczyć wiedziałam już wcześniej. Należałam jednak do niedowiarków. Wydawało mi się, że osoba, która przekazała nam informację, że nigdzie tak nie zmarzła jak tutaj, po prostu przywykła do wysokich temperatur i przy paru stopniach zaczyna narzekać. Dzisiaj mogę powiedzieć, że tkwiłam w błędzie. Zaznaczyć należy, że panująca tutaj wysoka wilgotność tylko pogarsza sytuację, odczucie termiczne jest zupełnie inne. Jako, że wcześniej nie przywiązaliśmy uwagi, to tych cennych wskazówek, związanych z tutejszymi temperaturami, nie byliśmy odpowiednio przygotowani do tego co nas spotkało. Szybko uznaliśmy, że nadszedł czas na zaopatrzenie się w dodatkowe koce i ciepłe dresy i w końcu mogliśmy spać spokojnie.

Zimowe dni są krótkie, ale nie aż tak jak w Polsce. Ciemno zaczyna się tu robić około godziny 16.30 -17.00, a temperatura za dnia waha się od 17 stopni do 21. Czasami, aby ogrzać zmarznięte kości wychodzimy z mężem na spacery pomiędzy 12.00, a 15.00, gdy słoneczko pięknie świeci. Niestety nie zawsze jest tak różowo. Zdarzają się tygodnie, gdy pada i końca nie widać. Ciężko mi wówczas wysuszyć pranie, ale z czasem opracowałam technikę :) Pomagam sobie żelazkiem i naszym grzejniczkiem.

Spacerując również odczuwa się, że panuje chłodniejsza pora roku, informuje nas o tym przyroda. Nadal spotyka się kwitnące kwiaty i sporo zielonych drzew, ale niektóre z nich podobnie jak w Polsce zrzucają liście. Odnoszę wrażenie, że te ostatnie należą do drzew europejskich, które sadzone są tu jako ozdobne.

Bardzo zabawny jest sposób w jaki Australijczycy w tym czasie chodzą ubrani. Widziałam osoby, którym niestraszny jest lekki chłód i w związku z tym nie odczuwają potrzeby chodzenie w butach. Latem zdarzało się to częściej, ale i teraz zauważalne są takie jednostki. Spotkaliśmy również osoby w krótkich rękawkach i z zimowymi czapkami na głowach, a także w kozakach i letnich sukieneczkach, jak również osoby podążające w tylko sobie znanym kierunku, opatulone w płaszcze i w japonkach na nogach. Tutejsza moda jest dla mnie zabawna. Wraz mężem uważamy, że w zupełności wystarczą półbuty oraz jesienna lub wiosenna kurteczka :)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ciekawy artykuł, ładne zdjęcia... bloga śledzę na bieżąco :) - pozdrawiam z nie-ciepłej i deszczowej Polski ;)

Anonimowy pisze...

W Australii już blisko lato myślę ,że zobaczę na blogu więcej ciekawych roślin i kolorowych kwiatów. Życzę dużo cienia, proszę pamiętać o płynach

Urszula pisze...

:)

Prześlij komentarz