niedziela, 22 listopada 2009

Bridge Climb Sydney – Harbour Bridge

Sydney Harbour Bridge znany jest chyba każdemu, choćby nawet z corocznego sylwestrowego pokazu sztucznych ogni znanego w Polsce z relacji telewizyjnych. Harbour Bridge razem z usytuowaną w pobliżu Sydney Opera House stanowią charakterystyczną wizytówkę Sydney. Głównym przeznaczeniem tego mostu jest połączenie dwóch stron zatoki Port Jackson.

Jak można się domyśleć most ten nie służy tylko celom komunikacyjnym i reprezentacyjnym. Może nie każdy z Was wie, ale z dniem 1 października 1998 most został udostępniony dla turystów. Nie chodzi tu oczywiście o zwykłe piesze przechadzki, lecz wspinaczki na jego szczyt.


Od bardzo dawna chciałam „wdrapać się” na Harbour Bridge jak ci szaleńcy których nie raz widzieliśmy spacerując po Sydney w okolicach mostu. Zrządzenie losu sprawiło, że otrzymaliśmy od bardzo sympatycznej osoby w prezencie gwiazdkowym Gift Certificate – Gold. Sam Gift Certificate prezentuje się bardzo efektownie, a znaleźć go można w szykownej kopercie ze złotym napisem. Złożony jest z trzech części, na których widnieją zdjęcia samego mostu oraz osób znajdujących się na nim, natomiast w części głównej zawarta jest informacja jaki rodzaj wejściówki się otrzymało, w jaki sposób zarezerwować termin wycieczki i do kiedy należy go wykorzystać. Długo zwlekaliśmy z wybraniem odpowiedniego terminu z uwagi na niesprzyjającą pogodę. Zależało nam na tym by nie było za gorąco, ani deszczowo, w końcu jednak udało nam się zmobilizować i tym samym dnia 15 listopada 2009 wyruszyliśmy z domu na kolejną przygodę.


Zacznijmy od początku.

Na miejsce dotarliśmy nieco przed czasem, dzięki czemu udało nam się otrzymać bilety (po okazaniu certyfikatów) na wcześniejsze wejście. Całą grupę liczącą 14 osób wprowadzono do małego pomieszczenia, w którym przekazano nam kilka podstawowych informacji oraz poproszono o wypełnienie formularza plus dodatkowo wykonano badanie poziomu alkoholu w wydychanym powietrzu. Co mnie bardzo zaskoczyło, to fakt, że musiałam pościągać wszelkie wsuwki z włosów, czym byłam niepocieszona, ponieważ z uwagi na temperaturę bardzo zależało mi na tym, aby moje włosy były spięte tak, by szyja była odsłonięta. Oprócz wsuwek musiałam również pozostawić w szafce kolczyki. Z biżuterii pozwolono mi jedynie zabrać pierścionki. Zanim to jednak się stało, przeszliśmy do innego pomieszczenia, w którym ustawiono nas w kółku, poproszono o przedstawienie się i podanie powodu, dla którego wybieramy się na Bridge Climb. W tym samym czasie wręczano nam specjalne kombinezony, które możecie zobaczyć na nas na zdjęciach.


Po opuszczeniu przebieralni pozostawiliśmy wszystkie swoje rzeczy w szafkach, oczywiście kluczyk należało zabrać ze sobą. Potem jeszcze przejście przez bramkę wykrywającą metal i można było przystąpić do dalszego przygotowywania się. Następnie Przemek na ochotnika zgłosił się jako model, na którym zademonstrowano całej grupie jak zakładać specjalny pas, który miał nas później zabezpieczać przed spadnięciem. Zaraz po tym jak już wszyscy pomyślnie uporaliśmy się z tym zadaniem, poproszono nas o próbne przejście drabinkami, a na końcu zaopatrzeni zostaliśmy jeszcze w chustki, czapki oraz radia z słuchawkami, aby słyszeć przewodnika. Dodatkowo osoby, które zdecydowały się zabrać ze sobą okulary otrzymały do nich specjalne zapięcia. Cała procedura zajęła nam około 15 do 20 minut i teraz pozostało tylko wspiąć się na most.

Przewodniczka była sympatyczna, a cała obsługa była profesjonalna.

Na początku wspinaczka zapowiadała się interesująco: wąskie przejścia, potem parę drabinek takich jak na próbie i właściwie na tym koniec, ponieważ reszta drogi była trochę monotonna: prosto, prosto i prosto do góry. W między czasie zatrzymywaliśmy się kilkukrotnie by zapozować do zdjęcia (swojego aparatu oczywiście nie można było mieć). Co należy przyznać, to sam widok z góry jest naprawdę imponujący, podobno w bezchmurne dni można zobaczyć Blue Montains, nam szczęście jednak nie dopisało. Zejście z mostu było właściwe podobne do wejścia, więc specjalnie nic tu dodawać nie trzeba. Wszelkie przygotowania przed wejściem na Harbour Bridge sprawiały wrażenie, że czeka nas coś niesamowicie niebezpiecznego i ciekawego, ale moim zdaniem tak nie było… Po całej wyprawie odczuwałam niedosyt, trudno mi to wytłumaczyć osobą, które w tym nie uczestniczyły, chociaż na pewno znajdą się tacy, którzy z tej wyprawy są zadowoleni w pełni i nie zgodzą się ze mną.

Być może nasze nastawienie i duże oczekiwania wpłynęły na to, że oboje odnieśliśmy wrażenie, że Bridge Climb to trochę przerost formy nad treścią. Ogólnie cieszę się, że miałam okazję uczestniczyć w tej wspinaczce, ale nie jest to wydarzenie, które chciałabym powtórzyć. Dodatkowo wraz z Przemkiem uważamy, że cena, którą trzeba zapłacić za wejście w stosunku do dostarczonych atrakcji jest bardzo wygórowana.

Jeszcze kilka uwag dla osób, które są gotowe wybrać się na tę wspinaczkę, otóż po oddaniu kombinezonów, zostaliśmy poproszeni o wypełnienie ankiety (tak zwanego feedbacku), w której można było wyrazić swoje zdanie o tej wyprawie. Na zakończenie otrzymaliśmy na pamiątkę zdjęcie grupowe, znajdujące się w papierowej ramce z wizerunkiem mostu oraz certyfikat wspięcia się na most. Pozostałe zdjęcia, które wykonano nam na moście były oczywiście do kupienia za jedyne $64,95 za cztery sztuki, a za każde następne należało dopłacić $5. Oczywiście można było kupić mniejszą ilość zdjęć, ale niestety cen dokładnie nie pamiętam, jedynie tyle, że za jedno zdjęcie należało zapłacić około $30. Najlepiej podsumował to uczestnik wspinaczki z roku 2006, gdy ceny były nieco niższe. Napisał on na jednym z forum: ,,30 dolarów za cztery zdjęcia to zdzierstwo, ale jako uczestnik wspinaczki czujesz się zobowiązany żeby je kupić. W końcu tyle wydałeś na samą wspinaczkę, więc dlaczego nie mieć z niej jakieś pamiątki?''„The pictures were a rip-off as well at $30 for four, but you feel obligated to buy them because you've already spent so much on the climb itself, why not have some memories?”


Jak wcześniej pisałam, w Internecie spotkacie się z różnymi opiniami, pozytywnymi jak i nie, myślę jednak, że najważniejsze są wasze własne odczucia. Jeśli się zdecydujecie na tę wycieczkę, życzę Wam przyjemnej zabawy.
P.S.
Istnieje jeszcze inna możliwość na obejrzenie Sydney z mostu. Taką okazją jest wejście na jeden z czterech pylonów Harbour Bridge, który został przerobiony na muzeum. Co jest istotne wejście do niego nie jest drogie i można robić zdjęcia. Wkrótce sprawdzę tę alternatywę i oczywiście napiszę o tym dla Was.

Więcej informacji na temat cen i rodzajów wspinaczki znajdziecie na stronie:

http://www.bridgeclimb.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz