środa, 31 marca 2010

Zakupy po roku

Na podobny temat pisałam w czerwcu 2009 roku i właściwie niewiele się w tej dziedzinie zmieniło. Ceny nadal skaczą i ciągle staramy się w tej kwestii pilnować. Niektóre produkty trochę podrożały, ale to akurat nie powinno stanowić dla nikogo zaskoczenia.

To, o czym głównie chciałam wspomnieć, to to, co przydarzyło nam się kilka razy, a dokładnie trzy. Ponieważ będąc w Australii mamy okazję spróbować, jak smakują niektóre egzotyczne owoce, których nie widzieliśmy (co nie znaczy, że nie są dostępne) w Polsce, toteż bez wahania, gdy tylko wypatrzymy jakiś, którego jeszcze nie jedliśmy, wrzucamy go do koszyka. Za pierwszym razem był to dragonfruit, zwany również pitają lub truskawkową gruszką. Będąc przy kasach samoobsługowych, z których korzystamy, nie mogliśmy odnaleźć go w systemie. Poprosiliśmy więc o pomoc pracownicę obsługi. Niestety, ona również nie była w stanie zidentyfikować, co to za owoc i w jakiej jest cenie. Co zaskakujące pracownica Woolworths-a wręczyła nam ów owoc, stwierdzając, że to nie nasza wina, iż produkt nie został wprowadzony do systemu i mamy go sobie wziąć, za darmo! Byliśmy bardzo zdziwieni, gdyż prawdopodobnie w Polsce poinformowano by nas, że niestety nie możemy go kupić. Kolejną taką sytuację mięliśmy jeszcze z ogórkiem kiwano oraz kasztanami jadalnymi.

Jeszcze jedna ciekawa informacja, jeżeli tylko lubicie jedzenie azjatyckie. Po godzinach lunch-u około 16.00, dania w takich jadłodajniach sprzedawane są bardzo tanio. Możecie dostać pożywny obiad już za około $4,00 porcja. Dla mnie jest to czasami świetne rozwiązanie, gdy wracam do domu później niż z reguły i nie mam czasu na gotowanie.

Na koniec kilka najbardziej aktualnych cen:

- mleko sojowe - $1.45- około $3;
- bagietka 500 g - $2.75 (podobnie chleb);
- sześć bułek (w piekarni) - $2,50; natomiast za 1 szt. $0,45
- śmietana 200ml - $2.08;
- brązowy cukier 1 kg - $0.89;
- sól 500 g - $0.79;
- makaron - $0.59;
- ziemniaki (uwaga ceny bardzo często ulegają zmianie, zależne są również od rodzaju ziemniaków) – $2-3 za 1kg;
- herbata lipton 100 szt. - $3.99;
- ryż 1kg - $2.19 (w okresie jesienno zimowym ryż jest tańszy niż ziemniaki, w wiosenno letnim było na odwrót);
- ketchup 500 ml - $2.88;
- jajka 12 szt. - $2.69;
- sery od $3.00;
- piwo Żywiec 500ml -$4,10,
- mąka 1 kg - $0,95,
- kostka rosołowa knorr (w chińskim sklepie) - $1,50,
- płatki owsiane 750g - $0,99
- pomidory – w okresie jesienno zimowym są droższe niż w wiosenno letnim, obecnie około $7,00-$9,00 za 1 kg,
- owoce ulegają częstym zmianą, praktycznie z dnia na dzień,
- proszek do prania 2 kg od $5.48;
- płyn do płukania tkanin 1 l- $6,59;
- szampon head & shoulders 200 ml – około $6,00;
- płyn pod prysznic około $10.00;
- papier toaletowy – od $2.23;
- podpaski - $4.99;
- chusteczki higieniczne 6 opakowań - $2,62,
- chusteczki higieniczne 100 szt. w kartoniku – od $1,06,
- płyn do naczyń 1l - $1,99,
- żel go golenia Nivea 200 ml - $4,69,
- znaczki pocztowe na kartkę do Europy - $1,40,
- bilety na przejazd pociągiem - odsyłam do strony:
http://www.cityrail.info/ -> Tickets -> Fare calculator
lub
http://www.cityrail.info/tickets/fare_calculator

sobota, 27 marca 2010

Tandemem za czarnym łabędziem

Ubawiłam się wczoraj za wszystkie czasy. W tym celu wcale nie musieliśmy wybierać się do żadnego muzeum, ani innej tym podobnej placówki. Jednak po kolei…

Dzień zapowiadał się ciepły, niebo było trochę zachmurzone, ale to akurat o tej porze roku jest jak zbawienie. Po śniadaniu, nie spiesząc się ruszyliśmy w stronę stacji, zahaczając po drodze o piekarnię. Zaprowiantowaliśmy się zarówno na bieżący dzień jak i kupiliśmy bułki z myślą o niedzielnym śniadaniu. W klimatyzowanym pociągu można było ochłonąć od rozgrzanego powietrza, a Przemek dodatkowo wykorzystywał ten czas na poszerzanie swojej wiedzy z algebry (brrr... robi się naprawdę zimno). Tym razem czekała nas około godzinna droga, której celem było Bondi Junction, a stamtąd jeszcze tylko 1,6 km pieszo, czyli około 20 dodatkowych minut, aż dotarliśmy do „Centennial Park Cycles Bicycle Hire Specialists”, czyli jednej z wypożyczalni rowerów w tej dzielnicy. Już wcześniej ustaliliśmy, że wynajmiemy sobie tandem. Jednak ani ja, ani Przemek nie mieliśmy jeszcze nigdy okazji spróbować swoich sił na takim sprzęcie.


Na początku uznaliśmy, że 1-2 godzin w zupełności wystarczą, aby zapoznać się z sąsiadującym z wypożyczalnią parkiem Centennial Park. Zaraz po dokonaniu formalności, otrzymaliśmy rower oraz kaski i w drogę. Oboje stwierdziliśmy, że lepiej będzie jeśli pierwszą próbę przejazdu podejmiemy nie bezpośrednio przed wypożyczalnią (na oczach jej pracowników ;) ), gdyż nie byliśmy przekonani, na ile za pierwszym razem uda nam się opanować ten pojazd :) Jak się później okazało, była to słuszna decyzja :)

Na początku Przemkowi strasznie drżała kierownica i oczyma wyobraźni widziałam, jak oboje wywracamy się z hukiem ;) Po kilku przejechanych metrach zeszliśmy z tandemu i postanowiliśmy, że doprowadzimy go do samego parku, gdzie zamiast wąskiego chodnika jest duża droga rowerowa. Tam Przemek poprawił oba siodełka i podjęliśmy kolejną próbę – nadal przez chwilę trzęsło… Jeszcze tylko chwilka i… Jedziemy!!! :D

Super sprawa! Świetna zabawa! Nawet nie musiałam pedałować :D

Centennial Park jest dość spory, dla rowerów wydzielone są ścieżki, szerokie jak jeden pas drogowy. Mijaliśmy wielu ludzi piknikujących w cieniu drzew, jeżdżących konno, czy też pilnujących swoje pociechy, które bawiły się na placu zabaw. Sami mogliśmy cieszyć się wspaniałą przyrodą oraz dopisującą aurą. W parku znajduje się kilka stawów, stanowiących dogodne siedlisko dla endemicznych ptaków Australii – czarnych łabędzi. Doprawdy są to zachwycające ptaki, a przy tym nie wykazujące agresji w stosunku do człowieka.

Oczywiście nie mogłam się oprzeć pokusie podkarmienia tych pięknych skrzydlatych zwierzaków. Mając jednak w pamięci zwyczaje polskich białych łabędzi, zaczęłam wycofywać się, gdy podczas karmienia nielicznej grupki, pożywną bułką (tą samą przewidzianą na niedzielne śniadanie), jeden spośród nich nieugięcie podążał krok w krok za mną. Dopiero, gdy zauważyłam, że łabędzie biorą jedzenie prosto z ręki innych osób, także zdecydowałam się na to samo.







W parku byliśmy ponad trzy godziny, naprawdę przyjemnie spędzając czas. Jeżeli będziecie mięli ochotę na drobną odmianę, serdecznie polecam.

Konieczne informacje, jak choćby adres, czy aktualne ceny wypożyczalni rowerów, z której usług skorzystaliśmy, znajdziecie na stronie internetowej pod adresem: http://www.cyclehire.com.au/



  

poniedziałek, 1 marca 2010

Lato, lato i po lecie…

Lato, lato i po lecie… Zastanawiam się, czy powinnam się cieszyć, czy drżeć, na myśl o chłodnych rankach i wieczorach, w nieprzystosowanych do niskich temperatur australijskich domkach. Po prostu sama nie wiem, co lepsze: zima, czy lato? Jak już pisałam w jednym z czerwcowych postów w ubiegłym roku, w sezonie zimowym można w Australii naprawdę zmarznąć.

A lato…? Czekałam na nie z utęsknieniem, gdyż czasami miałam dość chowania się pod kocem, ale obecnie, gdy rozpoczęła się kolejna pora roku cieszę się, że będę mogła nieco od niego odetchnąć.

Minione lato było gorące i mokre. Temperatura najczęściej oscylowała w granicach 36-38˚C stopni, jednakże bywały dni, gdy przekraczała 40˚C. Oczywiście podaję temperatury w cieniu, o tych jakie panowały w słońcu wolę nie myśleć :)

Czasami wolałam, więc nie wychodzić z pomieszczenia z włączoną klimatyzacją, a najlepiej w ogóle się nie ruszać. W takie cieplutkie dni niewiele potrzeba było, by koszulka stała się całkiem mokra. Niestety, domowa klimatyzacja nie zawsze dawała sobie radę a wówczas, najlepszym sposobem na złapanie chłodnego oddechu było udanie się wolnym krokiem zacienioną stroną ulicy w kierunku centrum handlowego Westfield. Marna to jest rozrywka, spędzać czas w handlowcu, ale akurat to nie miało dla mnie wielkiego znaczenia – najważniejsza była bardziej wydajna klimatyzacja. Czasami również przyjemnym rozwiązaniem było rozkoszować się zimnym prysznicem, jednakże ten sposób ochłody jest krótkotrwały. Przypuszczam, iż w Australii są osoby, które lubią taką aurę, szczególnie surferzy oraz mieszkańcy wybrzeży, chłodzący się bryzą od oceanu. Zapewne także nic przeciwko takiemu ciepełku nie mają osoby pracujące w dobrze klimatyzowanych pomieszczeniach, ale co z resztą? Niejednokrotnie słyszałam jak Australijczycy narzekali, że danego dnia panują takie nieznośne upały, ale żeby coś z tym zrobili...

Muszę jednak wszystkich poinformować, że to nie było jeszcze takie złe ;) Dla mnie najgorsze były duszne noce. Wielokrotnie nie mogłam spać! Nie wiedziałam jak się ułożyć, by było mi chłodniej. Czasem przytulałam się do zimnej ściany, ale jak można się domyślać, nie wpływa to na komfortowy sen. Na domiar złego takie lato sprzyja podwyższonej aktywności rozmaitych nocnych zwierzaków, a pozostałe zdaje się, że również nie mogły spać!

Nie zawsze jednak w porze letniej w Australii jest tak gorąco. Pogoda potrafi nieraz spłatać nieznośnego figla i zmienić się drastycznie w bardzo krótkim czasie. Zdarzają się mianowicie dni, gdy temperatura utrzymuje się w okolicy 30 stopni a przy wysokiej wilgotności, nawet powyżej 90%, nagle zaczyna brakować powietrza. Wyobraźcie sobie: duchota, niebo zachodzi chmurami, nagle zaczyna się burza i równie nagle temperatura spada o 10 stopni! - ból głowy murowany. Innymi razy (na szczęście) deszcz może padać przez dłuższy czas, nawet kilka dni, i wreszcie można trochę odsapnąć i nacieszyć się letnim chłodem.

Na chwilę obecną naprawdę cieszę się z jesieni, która nastała 1 marca, ale już się obawiam nadchodzącej zimy… Czy będę tęsknić za letnimi upałami? Doprawdy trudno mi na to pytanie odpowiedzieć po takim lecie :D

To, czego przez najbliższe miesiące będzie mi brakowało, to przede wszystkim ślicznych kwiatów plumerii, które można wpiąć sobie we włosy, ciekawego kwiatu Amaryllis nazywanego tu Naked Lady, ponieważ charakteryzuje się on brakiem liści w czasie kwitnienia oraz wielu innych pięknych kwiatów. Na całe szczęście i zimą również można podziwiać fascynujące rośliny, które tylko wtedy obsypują się kwieciem :)


Myślę również, że będę też tęsknić za pyszną mrożoną kawą, która niejednokrotnie pomagała mi się schłodzić :) a wkrótce prawdopodobnie nie będzie ona już potrzebna, przeciwnie lepszym rozwiązaniem będzie gorąca kawa z ekspresu.