środa, 4 sierpnia 2010

Darlington

Już przeszło dwa miesiące za nami w nowym miejscu, a przed nami nieco więcej niż sześć. Darlington okazuje się posiadać wiele zalet. Przede wszystkim mamy niedaleko do Town Hall (centrum) oraz ja mam stosunkowo blisko do pracy. Przyjemnie jest wyjść z mieszkania i ruszyć przed siebie, gdzie nogi poniosą, szczególnie, gdy pogoda dopisuje. Możemy częściej widywać operę, spacerować po Darling Harbour oraz dzielnicy chińskiej, a dzięki temu intensywniej odczuwa się to, że jest się w Sydney. Poza tym nowa lokalizacja pozwala nam częściej widywać się ze znajomymi, a to świetnie wpływa na poprawę samopoczucia. Gdziekolwiek chcemy pojechać z Redfern (najbliższa stacja około 5 min od naszego domu) mamy bezpośrednie pociągi praktycznie wszędzie. Hałas panujący w mieście wcale nam nie przeszkadza, a tego obawiałam się najbardziej. O dziwo nawet nieco lepiej sypiam niż w Hornsby. Zaraz koło naszego mieszkanka znajduje się Victoria Park. Za dnia, przy ładnej pogodzie, bawią się na tutejszym placu zabaw dzieci, a w nocy niekoniecznie na placu zabaw ;) spacerują moje ulubienice, pałanki. W głębi parku widać basen, który na pewno fantastycznie się sprawdza latem. Teraz nie zaobserwowałam tam tłumów ;) Niedaleko nas zlokalizowane jest także, to co bywa niezbędne, gdy nie dysponuje się własnym samochodem, centrum handlowe – Broadway Mirvac. Nie możemy zaliczyć go do szczególnie dużych, ale jest tam Coles, K-mart, Target, poczta i wiele innych pomniejszych sklepików. A gdy najdzie nas ochota na żywność organiczną, możemy się przespacerować na targ, zorganizowany prawdopodobnie w budynkach po warsztatach kolejowych nieopodal stacji Redfern.

  

 

Nasz pokoik okazał się być cieplejszy niż w Hornsby, co akurat w okresie zimy ma duże znaczenie. Nawet nie musimy dodatkowo korzystać z kocyków i nie używamy farelki tak często jak w Hornsby. Mam nadzieję, że gdy przyjdą australijskie upały, będzie w nim nieco chłodniej :) Cena również jest zdecydowanie lepsza, to chyba już tak po starej znajomości z gospodarzem :)

Jest tylko jeden minus tego miejsca: współlokatorzy Anthony oraz Martin. Anthony jest bardzo miłym chłopakiem, ale nie specjalnie przykłada wagę do czystości, a Martin, hm… jest po prostu zgorzkniały i do tego brudas. Żeby nikt nie pomyślał, że oskarżam go niesłusznie podaję prosty przykład jego zachowania. Gdy Martin zbił słoik z australijskim przysmakiem Vegemite, posprzątał po sobie jedynie największe kawałki szkła, a cała masa niewielkich okruszków świeciła się wszędzie: na stole, na krzesłach i chrzęściła pod nogami na podłodze. Razem z Przemkiem wszystko sprzątnęliśmy, żeby nikt się nie pokaleczył, bo niestety Martin gdzieś wybył i w najmniejszym stopniu nie przejmował się tym, co pozostawił w kuchni. Wiem, że nie tylko my mamy problemy ze współlokatorami, ale niestety życie studenta wymaga czasami przystosowania się do takich sytuacji…

  


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To znowu ja Gall Anonim II ;) Super wpisy... Pozdrawiam :)

Prześlij komentarz