sobota, 25 września 2010

Rybny dzień pod mostem

W końcu do Sydney zaczynają przychodzić cieplejsze dni :), więc zbrodnią byłoby nie wykorzystać tak ładnej pogody jak dziś. Dlatego zaraz po śniadaniu wyszliśmy na spacer. Jak już pisałam wcześniej, dla nas to jedno z przyjemniejszych zajęć :) Pierwotnie chcieliśmy pójść do Darling Harbour, nacieszyć oczy widokiem wody i jachtówek. Jednakże po drodze nasze plany uległy zmianie i na wyczucie ruszyliśmy w kierunku mostu Anzac Bridge.

Widok na Anzac BridgeJest on najdłuższym mostem wantowym w Australii i jednym z najdłuższych na świecie (jak podaje wikipedia). Otwarty został nie tak dawno temu, bo 3 grudnia 1995 roku, a koszty jego budowy wynosiły $170 milionów. Otwarcie mostu, było nietypowym wydarzeniem, 65 tys. osób, po kupieniu biletu, przeszło we wspólnym spacerze przez most. Zyski z tej imprezy zostały przekazane na rzecz Smith Family, która udziela pomocy i wsparcia osobom i rodzinom w trudnych sytuacjach finansowych. Ciekawostką jest, że za przejazd przez Anzac Bridge nie ma nałożonych opłat, które w Australii pobierane są za przekraczanie mostów i tuneli.

Kalmary Małża Przegrzebek Kałamarnice

Sydney Fish MarketPo dotarciu do celu natrafiliśmy na Sydney Fish Market. Widzieliśmy go już dużo wcześniej, przy okazji powrotu z Jenolan Caves. Tym razem trafiliśmy dokładnie na teren tego targowiska. Znajduje się ono tuż przy porcie rybackim i ma wiele do zaoferowania. Znajdziecie tutaj mnóstwo warzyw i owoców, kwiaciarnię, sushi bar, sklep z pamiątkami, delikatesy i to co najważniejsze całą masę świeżych owoców morza. A dla zainteresowanych jest tu także szkoła, w której nauczyć się można jak przygotować te pyszności. Sydney Fish Market powstał w 1945 r.

Drogie sery
Nasz lunchPierwotnie z Przemkiem miejsce to potraktowaliśmy, jak atrakcję turystyczną. Spacerowaliśmy pomiędzy najróżniejszymi straganami oglądając, co morze ma nam do zaoferowania. Szybko jednak daliśmy się ponieść atmosferze seafood marketu i porze lunchu. Oboje doszliśmy do wniosku, że przy takiej okazji trzeba posmakować czegoś, czego jeszcze nigdy nie jedliśmy. Zdecydowaliśmy się na talerz zimnych przekąsek, a w nim krewetki, homar oraz ostrygi. Zaczęliśmy od ostryg. Pierwszym odważnym okazał się być Przemek. Jego reakcja nie wskazywała na to by bardzo mu smakowały. Jak później się przyznał powiedział, że są dobre, bo nie chciał mnie zniechęcać. Niestety moje podniebienie zdecydowanie nie było podekscytowane smakiem tego posiłku. Na całe szczęście homar był całkiem dobry, krewetek się nie bałam, bo te doskonale znam. W trakcie lunchu podziwialiśmy rybaków, którzy rozładowywali statek z wielkich ryb. Natomiast zaraz po tym nietypowym dla nas daniu udaliśmy się na dalszy podbój targowiska oraz poszukiwanie kawy, bowiem ciągle czuliśmy smak ostryg. Przy okazji zaatakowana zostałam przez mewę, a zatem należało pamiętać o postawieniu lotka w drodze powrotnej :) Zajrzeliśmy jeszcze w kilka miejsc, po czym z gorzką Long Black udaliśmy się do „Deep – Seafood Cafe & Oyster Bar”. Tym razem skusiliśmy się na mały deser: małże i kalmary. Te pierwsze były niczego sobie, te drugie uwielbia Przemek, ja przyznać muszę – też.


Homary Krewetki Kraby

W końcu uznaliśmy, że czas dostać się na most. Niestety nie znaleźliśmy wejścia dla pieszych, dlatego ruszyliśmy przed siebie wzdłuż Pyrmont Bridge Rd. i dotarliśmy do doskonale znanego nam Darling Harbour, skąd do domu umiemy już trafić z zamkniętymi oczyma :)

Ośmiorniczki Kraby błotne, skrępowane ponieważ żyły Małgiew piaskołaz


Sydney Fish Market w środku


Nasza wycieczka


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

... zgłodniałem ...

Urszula pisze...

Ja też :)

Anonimowy pisze...

I ja również zgłodniałem...

Anonimowy pisze...

Ładna sukienka;)

Urszula pisze...

Dziękuję :)

Prześlij komentarz