czwartek, 2 września 2010

Koronki, kwiatuszki, paseczki i inne gałganki, czyli co się nosi w Sydney?

Tym razem chciałabym podzielić się z Wami moim subiektywnym przemyśleniami na temat australijskich trendów odzieżowych i obuwniczych. Jesteśmy w tym kraju już przeszło 18 miesięcy i pomimo tego, nadal nie mogę się nadziwić młodzieżowej modzie, jaka tutaj panuje. A raczej, w mojej opinii, jej brakiem.

Co właściwie nosi się w tym egzotycznym i ciepłym kraju? Najłatwiej byłoby napisać: wszystko. Postaram się jednak trochę Wam przybliżyć tutejsze zwyczaje, choć może być to trudne, dlatego wspomagam się zdjęciami...

Od samego początku, gdy tylko przylecieliśmy do Australii, nierzadko zdarzało mi się spotykać nietuzinkowo ubranych ludzi, za którymi nie można się było nie obejrzeć. Pierwsze, co można zauważyć to to, że Australijczycy mają przedziwne odczucie termiczne, albo zupełny brak dobrego gustu. Często widywałam i widuję persony idące ulicą, ubrane w letnim wdzianku, ale w ciepłych butach na przykład z owczej skóry lub z głowami opatulonymi puchowymi czapkami (zdjęcia załączone w poście były robione przy 23 stopniach w cieniu!). Oczywiście, zdarzało się, że widywałam kogoś przechadzającego się w płaszczu i sandałkach, albo najlepiej na boso. Nic dziwnego w Australii jest cieplutko ;)

    

Obecnie, gdy mieszkamy w centrum i codziennie mijam setki ludzi, nadal nie mogę się nadziwić, w co większość młodzieży się ubiera. Bardzo modne są tutaj materiały wzorzyste, sporo dziewcząt lubi je łączyć z koronkami (jak dla mnie przesadną ilością koronek). Nie wiem doprawdy jak one to robią, ale do tego wszystkiego „pasuje” jeszcze dżins, co dla mnie jest zupełnym mysz-maszem. Osobiście nie wyszłabym tak ubrana na ulicę, no chyba, że na bal przebierańców lub Halloween.

     

Najpopularniejsze australijskie obuwie, to „japonki” zwane przez tutejszych thongs. I choć zaliczane są do bardzo niezdrowych, to nikomu tutaj to nie przeszkadza. Prawdopodobnie przyczyną ich popularności jest niska cena, poza tym przy wysokich temperaturach sprawdzają się na pewno całkiem nieźle. „Japonek” nie zauważysz u dziewcząt wybierających się wieczorem na imprezę. Wówczas królują pioruńsko wysokie obcasy i do tego bbbaaarrrdddzzzooo krótkie sukienki lub spódniczki. Zdumiewa mnie to, jak te młode dziewczyny utrzymują się na takich szpilkach i nie łamią sobie nóg, pomimo iż w większości przypadków widać, że balansowanie sprawia im niesamowite trudności. Mój Przemek wysnuł teorię „co najmniej dwie/dwoje”, która mówi, że co najmniej dwuosobowe grupki są bardziej stabilne w pionie, co może tłumaczy po części ten ewenement.

Jadąc pociągiem w godzinach rannych na pewno natkniecie się tu na ludzi ubranych w garnitury, spódniczki, garsonki, a do tego… sportowe obuwie i duży plecak. Jest to wygodniejsze niż wielogodzinne umęczanie stóp w eleganckim obuwiu, a do plecaka zmieści się zarówno laptop, jak i cała masa innych rzeczy, włącznie z obuwiem biurowym na zmianę.

    

Młode dziewczęta w wieku szkolnym, przemierzają ulice tej metropolii w podartych rajstopach. Nie są to pończochy uszkodzone przypadkowo, ale odmienione przez nie w celach „ozdobnych”.

Bardzo spodobało mi się jak moje znajome skomentowały opisaną modę: pierwsza użyła określenia przebranie zamiast ubranie, druga z kolei stwierdziła, że australijska moda jest jak wolność.

Oczywiście ta zakręcona moda nie dotyczy wszystkich. Jest w Australii dużo sklepów z naprawdę ładnymi rzeczami, ale te z reguły mają zbyt wysokie ceny, dla przeciętnego młodego obywatela, utrzymującego się nierzadko z kieszonkowego lub co najwyżej nisko płatnej pracy.

Dość często zdarzało mi się, że moje proste sukienki i spódniczki, a także bluzeczki przywiezione z Polski robiły tu furorę wśród moich australijskich znajomych, jak również ekspedientek w sklepach odzieżowych. Niestety za każdym razem sprawiałam zawód moim rozmówcom, gdy tylko usiłowali oni ustalić, gdzie można dostać takie cuda.

    

Na zakończenie jeszcze ciekawostka. W większości butików odzieżowych (i nie tylko) przy wejściu, znajdują się informacje, że wchodząc do danego obiektu handlowego, udzielamy zgody na wgląd do torebki, bądź plecaka na prośbę pracownika. Tych, którzy nie uznają podobnych praktyk i źle się czują w takich sytuacjach, uprzedzam, by dobrze się rozejrzeli przed wejściem do jakiegokolwiek sklepu.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dobre :)

Urszula pisze...

I prawdziwe :)

Anonimowy pisze...

Nadal mam ubaw po pachy oglądając te świetne zdjęcia :D ... i jednak muszę stwierdzić, że nie jesteście rasowymi Australijczykami. Jeszcze nie ubieracie się jak Tubylcy ;D

Urszula pisze...

Mnie też te zdjęcia wciąż bawią :)

Prześlij komentarz