wtorek, 29 grudnia 2009

Święta Bożego Narodzenia na drugim końcu świata…

Nasze pierwsze święta bożonarodzeniowe we dwoje przyszło nam spędzić daleko od domu. Cały czas byłam ciekawa jak to będzie no i doczekałam się :)

Tak naprawdę produkty wyprodukowane specjalnie na tą okazję pojawiły się w sklepach już w październiku i właśnie wówczas Przemek zauważył olbrzymią choinkę, która, nie wiem jak do tego doszło, umknęła mojej uwadze. Było sobotnie październikowe popołudnie, gdy tradycyjnym zwyczajem udaliśmy się na zakupy. Usilnie poszukiwałam czegoś w torebce, gdy Przemek zaoferował, że jak stanę pod choinką to zrobi mi zdjęcie. Wolne żarty ;) Grzecznie sprostowałam i stwierdziłam, że chyba chciał powiedzieć, iż pod fontanną, ale Przemek był uparty i spokojnie powtórzył: „Nie, nie, pod choinką.” I wtedy ją zobaczyłam duża, w październiku, to nie do pomyślenia. W centrum handlowym też było już świątecznie, nie mogłam w to uwierzyć. W Polsce jeszcze nawet nie było Wszystkich Świętych, a tu na przeszło dwa miesiące wcześniej zapanowała pełna gotowość na szał świąteczny. I tak pomału do przodu czas mijał, nie czułam magii świąt, brakowało śniegu, mrozu i szarówki za oknem. Czułam się jak w okresie wakacyjnym, gdy wszyscy przygotowują się do jak najlepszego spożytkowania czasu urlopowego, gdy zmagamy się z tak zwanym okresem ogórkowym.

Byłam przekonana, że to będą pierwsze święta, gdy nie będziemy ubierać choinki i tu się pomyliłam. W pierwszej połowie grudnia pomagaliśmy w tym przedsięwzięciu bardzo miłej znajomej. Pomimo tego nadal wysokie temperatury nie dawały poczucia, że zbliża się magiczny, rodzinny czas. Powoli jednak i my zaczęliśmy skromne przygotowania, w tym: wysłanie prezentów do kraju, aby móc w jakiś sposób podziękować najbliższym, za wsparcie; przygotowywanie wigilijnych potraw; porządkowanie ogródka i domu.

Czym się obejrzeliśmy był już 24.12. Tego dnia pogoda dopisywała, było powyżej 30 stopni, ile dokładnie, nie wiem. Wybraliśmy się, więc na trzy graniczące ze sobą plaże: Bondi, Tamarama, Bronte. Rozkoszowałam się ciepłą wodą i brakiem tłumów. Wielu ludzi tego dnia jeszcze pracowało, toteż na plażach było mniej osób niż zazwyczaj w dni wolne. Spacer zajął nam około 2 godzin i czym dotarliśmy do Bronte wiatr wzmógł się na tyle, że nie można było czerpać przyjemności z pływania, za to serferzy byli usatysfakcjonowani. Do domu wróciliśmy około 18.00 całe przygotowania do wspólnej wigilii pochłonęły nam jeszcze kolejne 2 godziny i tym samym o 20.00 zasiedliśmy do stołu. Dziwne uczucie, gdy na dworze wciąż widno, niemniej jednak postanowiliśmy, że nie będziemy czekać na pierwszą gwiazdkę.


25.12 spędziliśmy typowo po australijsku. Byliśmy zaproszeni na lunch, w trakcie, którego obdarowywano się prezentami oraz parami rozrywano tak zwane Christmas crackers, czyli papierowe walce z koroną, niespodzianką w środku oraz dowcipem. Dodatkową atrakcją jest towarzyszący darciu wybuch spowodowany rozerwaniem kapiszona umieszczonego w crackersie. Jak już wspomniałam tego dnia Australijczycy obdarowują się prezentami, co nie powinno dziwić, dziwnym dla nas było, że obdarowuje tu się również znajomych znajomych, w związku z tym otrzymaliśmy również prezenty od obcych nam osób. Pomimo, że nie byliśmy na to przygotowani, w przyszłym roku będziemy mieli jeszcze jedną szansę żeby się zrewanżować. Podsumowując, dzień minął w przyjemnej atmosferze, jedynie pogoda do końca nie dopisała – rozpadało się (niestety tylko deszcz) i jak się okazało było to jedynie preludiom do ulewnych deszczy trwających przez kilka kolejnych dni. To właśnie pogoda przekreśliła nasze plany na drugi dzień świąt, gdyż chcieliśmy podziwiać wyścig Sydney-Hobart, ponieważ deszcz był nieubłagany, w związku, z czym 26 grudnia 2010 jest już zaplanowany :)

Po świętach bardzo się zdziwiłam, że ozdoby świąteczne zniknęły równie szybko jak się pokazały. W Polsce cieszymy się nimi również w Nowy Rok, podczas gdy tutaj wyraźnie czuć, że czas wrócić do szarej codzienności. Za to na pocieszenie rozpoczęły się słynne australijskie wyprzedaże, z których oczywiście nie można było nie skorzystać :D

Wszystkim życzę w nadchodzącym Nowym Roku 2010 samych wspaniałych chwil i wszelkiej pomyślności :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super czapeczki , Super opis a te walce strzelające to bezpieczne.:D

Urszula pisze...

Dużo hałasu i nic poza tym ;)

Prześlij komentarz