sobota, 25 grudnia 2010

Mikołajem być ;)

Pierwszy Dzień Świąt :) Pogoda aż zachęcała do wyjścia z domu. Pozostanie wśród czterech ścian byłoby po prostu zbrodnią. O 8.00 połączyliśmy się z Polską, żeby choć przez chwilę być z nimi 24.12. wieczorem (czasu polskiego). Było bardzo sympatycznie, choć my trochę ziewaliśmy. Potrzebowaliśmy nieco czasu na dobudzenie, dlatego właśnie Przemek zrobił pyszną kawusię. Specjalnie nie odczuwaliśmy głodu po wczorajszym obżarstwie, ale ponieważ czekała na nas kolejna wyprawa, więc rozsądek nakazywał coś zjeść. Zaraz po porannym posiłku, nieomalże tradycyjnie, ruszyliśmy w kierunku stacji Redfern. Długo na pociąg nie czekaliśmy zaledwie 3 minuty :) za to jechaliśmy około 50 minut, aż w końcu naszym oczom ukazała się stacja Cronulla.

Do plaży mieliśmy zaledwie parę kroków. Oczywiście nad brzegiem wody już było bardzo dużo osób. Większość z przenośnymi chłodziarkami nazywanymi przez Australijczyków „Esky”. Świąteczny lunch, który Australijczycy mają tradycyjnie 25.12., musiał niejednym, przy tej pogodzie i w takim ładnym miejscu, smakować wybornie.

 

Plaża w Cronulla jest bardzo długa, a ponieważ nie lubimy leżeć bezczynnie, zapowiadał się przyjemny spacerek. Pomimo słońca, dzisiaj trochę mocno wiało, co na pewno cieszyło surferów oraz kitesurferów, nas właściwie też, bo przynajmniej słonko nie dokuczało tak bardzo. Im dalej szliśmy wzdłuż plaży tym mniej ludzi można było spotkać, ale wszyscy się do nas szeroko uśmiechali i pozdrawiali. Machali nam ratownicy patrolujący wybrzeże, a także zaczepił nas George, który zainteresował się naszym bumerangiem. Z powodu wiatru i wąskiej plaży (było bowiem jeszcze przed odpływem) postanowiliśmy, że nie będziemy ryzykować utraty naszej pamiątki i właściwy rzut odłożymy na następny raz. George jednak chciał spróbować i obiecał, że jeżeli bumerang wpadnie do wody, to popłynie po niego. Nie wypadało odmówić :) a bumerang złośliwy był i wybrał sobie właśnie szumiący ocean. Przez chwilę wydawało mi się, że to tyle, jeśli chodzi o nasz sprzęt. Fale były dość silne i niosły ze sobą sporo pisaku, nie potrzeba więc wiele, aby skrył się pod nim nasz bumerang. Na całe szczęście George był uważny i wypatrzył go w porę, choć z pomocą chcieli już ruszyć ratownicy, którzy akurat wracali ze swojego patrolu. Po tym zdarzeniu jeszcze dość długo rozmawialiśmy z Georgem, który jak się okazało ma greckie korzenie. Oboje z Przemkiem sądziliśmy, że nasz nowy, gadatliwy kolega, nie da nam kontynuować spaceru, ale w końcu się pożegnaliśmy i każdy ruszył w swoją stronę.

     

W końcu dotarliśmy do miejsca na plaży, nad którym samoloty zaczynały podchodzenie do lądowania i wysuwały podwozie. Nie było tu już prawie ludzi, a jedyne, co było słychać to szum samolotów, oceanu oraz nasz śpiew :) Bawiliśmy się na całego, nawet próbowałam strącić samolot, na jego szczęście był za szybki.

  

W drodze powrotnej, gdy zbliżaliśmy się do cywilizacji, ponownie robiono nam zdjęcia, a i my nie pozostawaliśmy dłużni :) Nie obyło się też bez mikołajowych pozdrowień i informacji ze strony jednej pani, że będziemy w facebooku. No dobra, czemu nie…

Dziś wyszliśmy z domu bez żywnościowego zaopatrzenia, w związku z czym należało coś niezwłocznie upolować. Niestety w Pierwszym Dniu Świąt, restauracje z reguły mają dodatkowy narzut finansowy, przeznaczony dla pracowników, w związku z czym ostatecznie skusiliśmy się na bułkę i frytki z Oport. Dotlenieni, najedzeni i pełni wrażeń uznaliśmy, że czas wracać. Droga powrotna minęła nam szybciej, bo w pociągu oko nam trochę uciekało.

W domu pomimo zmęczenia już snuliśmy plany na następny dzień. Zapowiada się ciekawie :)


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ładnie skaczecie, ale to rzucanie bumerangiem w samoloty... nie baliście się, że będziecie mieli problemy ze spec służbami? ;)

Urszula pisze...

W Święta to czas wybaczania ;)

Anonimowy pisze...

SUPER ZDJĘCIA!!! :)
Dawno mnie tutaj nie było...
Pozdrawiam!

Urszula pisze...

Dziękuję serdecznie i cieszę się niezmiernie, że mimo przerwy, powróciłeś/aś do śledzenia mojego bloga :)

Prześlij komentarz