sobota, 18 grudnia 2010

Przede wszystkim Markowe!

Niektóre OutletyOd jakiegoś czasu poszukujemy dla Przemka sandałów (o czym pisałam już wcześniej). Nie jest to takie łatwe, gdyż mężczyźni w Australii ich nie noszą ;) A tak poważnie większość z panów jak i pań usatysfakcjonowanych jest z japonek (nazywanych tutaj thongs, a nam znanych również jako flip-flops). Ponadto sami wiecie jak to jest, gdy wiesz czego oczekujesz, co chcesz kupić, wówczas ma się niewielkie szanse na sukces. Póki, co my właśnie mamy ten problem. Dlatego tydzień temu zamierzaliśmy odwiedzić Birkenhead Point. Wówczas, planowaliśmy dotrzeć do naszego celu drogą wodną, ale w weekend promy do Balmain nie kursują, o czym dowiedzieliśmy się dopiero w Circular Quay, więc wszystko trzeba było przełożyć na następny weekend i znaleźć alternatywny środek transportu.

Z powodu braku chleba śniadanie zjedliśmy na mieście w Charlie Lovett. Przyjemnie jest mieć czasami apetycznie podane śniadanko, zamiast zrywać się rano i coś samemu wymyślać. Bułeczki, jedną z avocado, kurczakiem, sałatą i innymi wstawkami, drugą – Przemek sam nie wie z czym, ale na pewno z sałatą, zapijaliśmy pyszną long black, a potem przeszliśmy na drugą stronę ulicy na przystanek i cierpliwie zaczekaliśmy na 501.

Główne wejście
Centrum od zatoki Iron CovePrzemek zastanawiał się, czy będziemy wiedzieli gdzie wysiąść. W pociągach nie ma takiego problemu, bo zawsze informują do jakiej stacji się dojeżdża, a dodatkowo stacje są podpisane. W autobusie jedyne co można zrobić to zapytać kierowcy. Jeszcze nie spotkaliśmy się tu z nieuprzejmymi, więc za każdym razem gdy dojeżdża się do punktu docelowego kierowca poinformuje, że to właściwy przystanek. My, jak zwykle, postanowiliśmy nie kłopotać nikogo, zdaliśmy się na siebie. Pamiętałam, że najpierw powinniśmy przejechać Anzac Bridge, a krótko potem następny most, za którym należało wysiąść. Wszystko było jednak dużo prostsze niż przypuszczaliśmy, gdyż budynek z napisem Birkenhead Point pojawił się przed nami, gdy jeszcze byliśmy na drugim moście, więc nie było mowy o tym, że się zgubimy.

Birkenhead Point jest to The Outlet Centre, czyli masa outletów zgromadzonych w jednym miejscu. W środku, no cóż przeciętne centrum handlowe, różnica jak wspomniałam to outlety, pełne nadal markowych produktów, dobrej jakości, ale z poprzedniego sezonu.

Centrum w środku
Nie będę się wypowiadać, czy rzeczywiście warto tam pojechać, czy nie, gdyż my mieliśmy cel i nie zaglądaliśmy do każdego sklepu. Oczywiście obeszliśmy wszystkie te z butami... bez rezultatu jeśli chodzi o Przemka, za to ja mogłabym przebierać i wybierać w szerokiej ofercie dla pań. Zabawiliśmy też w David Jones Warehouse, gdzie prawie kupiłabym dla siebie kapelusik :) bo w porównaniu do normalnych sklepów David Jones w DJ Warehouse rzeczywiście ceny były dużo, dużo niższe.

Widok z centrum Boczne wejście

W sumie nasza wyprawa zakończyła się kupieniem plecaka dla mnie, bo mój staruszek, służył mi już tyle lat, że ostatnio zaczęły z niego wychodzić sprężynki nadające mu kształt. Oprócz tego zjedliśmy pożywny lunch (dla nas obiad), nad brzegiem Iron Cove. Było bardzo miło, ale odczuwaliśmy już znużenie i żal spowodowany nieosiągniętym celem. Z centrum wracaliśmy autobusem 504, który podwiózł nas prawie pod QVB (Queen Victoria Building), a stamtąd spacerkiem, dobrze znaną nam trasą do domku.

Sandały dla Przemka!!! jeszcze was dopadniemy!!! ale innym razem ;)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Oooo... Aaaa... już się was boimy :P

Sandały :D

Urszula pisze...

I słusznie, i tak Was dopadniemy :)

Anonimowy pisze...

Hahahahahahaha... nie może nam się to w podeszwach pomieścić... hahahahaha...

Sandały :P

Urszula pisze...

Chyba musimy poważnie porozmawiać...

Prześlij komentarz