czwartek, 24 lutego 2011

Ścierki i nasza rocznica…

Niby dzień jak co dzień, a jednak nie do końca. 24.02. to dla nas magiczna data. Dokładnie dwa lata temu o 21.00 wylądowaliśmy na ziemi australijskiej. Zmęczeni wielogodzinną podróżą, nieco zagubieni, ale jednocześnie bardzo szczęśliwi z powodu wielkiej przygody, która właśnie dla nas się rozpoczęła. To na lotnisku po raz pierwszy Australia nas zadziwiła. Mianowicie przy odprawie celnej, miła, młoda kobieta, po sprawdzeniu naszych paszportów, odezwała się do nas z bardzo miękkim akcentem, ale w doskonale znanym nam języku: „Możecie mówić po polsku.”. Samo Sydney przyjęło nas cieplutko z dodatkiem niesamowitej wilgotności. Poczuliśmy się jakby ktoś na dzień dobry walnął nas prosto w twarz mokrą ścierą czy mopem! Jedyne co po tym pamiętamy to taksówka, prysznic i chyba łóżko.

Początki były trudne. Zakupy w sklepie i cała masa niby tych samych, a jednak innych produktów oraz przerażająco wysokie ceny. Szukanie nowego miejsca zakwaterowania z dala od hałasu i bliżej Przemka uczelni. Zapoznawanie się krok po kroku z komunikacją miejską, ale przede wszystkim z akcentem australijskim. No i przełamanie się, aby w końcu zacząć mówić.

Teraz wszystko wydaje się takie proste i oczywiste: pociągi, produkty spożywcze, angielski itp. Poznaliśmy wiele wspaniałych osób, nie odczuwamy już wilgoci w powietrzu, cieszymy się z ogrzewającego nas słońca i szumu oceanu. Przez ten okres czasu wiele się wydarzyło zarówno w Polsce, jak i w Australii. Był smutek i radość, łzy i uśmiech. Tęsknota i żal, że nie możemy się tym, co mamy tutaj, podzielić z kochaną rodziną, ale też chwile, które zapadły nam głęboko w pamięć i doświadczenia, których nie przeżylibyśmy nigdzie indziej.

 

Pomimo codzienności i rutyny życia, w którą po jakimś czasie pobytu w Australii wpadliśmy, staraliśmy się też nie zapominać o tym, aby z tej przygody czerpać pełnymi garściami. Widzieliśmy przepiękne jaskinie, bawiliśmy kilka dni w Northern Territory delektując się pięknem natury, zdobywaliśmy Blue Mountains, które bardziej są kanionem niż górami ;) Nie zapominajmy również o licznych, małych podbojach sydnejskich, w których pomagała nam również rodzina.

Niedawno ukończyliśmy projekt: Ścierka (nie ta mokra ;D), który to narodził się dzięki naszym Dziewczynom w Polsce. Dostaliśmy od nich zdjęcia ścierki do naczyń, czyli tea towel, którą udało się im gdzieś zdobyć. Ręczniczek ozdobiony jest rysunkami niektórych atrakcji, których nie należy przegapić będąc w Sydney. Teraz meldujemy z poważnym uśmiechem na twarzy, że ścierka została zaliczona!!!

 

Co do naszej drugiej australijskiej rocznicy, to oczywiście należało ją uczcić! :) Od Sandi dostaliśmy pyszne belgijskie czekoladki, a oprócz tego na obiad poszliśmy do restauracji Blackbird w Darling Harbour, gdzie zamówiliśmy sobie typowo australijskie dania: kangur oraz krokodyl :) Nie ma to jak spróbować czegoś wyjątkowego :) Smacznego!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

nie wiem wiele o zwierzętach, ale podano Wam chyba krokodyla karmionego kangurami,bo w naturze nie żyją one w jednym ogródku

Urszula pisze...

No to teraz przynajmniej wiemy, dlaczego ten krokodyl tak dziwnie smakował ;)

Anonimowy pisze...

Kiedy wracacie do Polski?
Napisz też Ulka w jakimś wpisie co robicie - w sensie Przemek, studiuje z tego co wyczytałem między wierszami. Ty natomiast pracujesz, tak?

Urszula pisze...

W Polsce będziemy już w kwietniu i wówczas chętnie opowiemy nieco więcej o naszych poczynaniach w Australii :)

Prześlij komentarz