czwartek, 10 lutego 2011

Studenckie życie w Sydney

Australia – kangury, koale, słońce, czyli kraj marzeń niejednego Polaka, ale jak to jest naprawdę?

Koala
Przebywając tutaj już prawie dwa lata w końcu mogę napisać parę słów na ten temat. Ten post przeznaczony jest głównie dla tych, którzy chcą wykupić sobie kurs w Sydney, otrzymać wizę studencką i przyjechać tu na kilka miesięcy, podszkolić angielski, zrobić może przy okazji inne warsztaty, trochę popracować i coś niecoś zwiedzić.

Sydney Opera HouseŻycie na miejscu okazuje się zupełnie inne niż to, czego większość z nas oczekiwała. Najpierw czeka na nas szok w sklepie. Myślę, że każdy z Polski przez to przechodzi, bo nagle okazuje się, że Sydney nie jest tanie. Cyfrowo wygląda to jak w naszym kraju, ale nie zapominajmy jednak, że złotówka jest słabsza od dolara australijskiego. Po jakimś czasie każdy nauczy się, gdzie i za ile kupić dany produkt, żeby nie przepłacić i prędzej czy później okazuje się, że można tu żyć i nawet coś odłożyć :) szczególnie, jeśli ma się pracę.

Huntsman spider - Pająk HuntsmanZanim jednak napiszę o pracy może najpierw parę słów o drugiej w kolejności konieczności – dach nad głową. Wiele osób z zagranicy decyduje się na wynajęcie pokoju. Jeśli się dobrze poszuka i będzie się miało szczęście znajdzie się coś za mniej niż $200 za tydzień, z reguły jest to pokój dzielony z kimś, ale niekoniecznie. Cena oczywiście uzależniona jest od wielu rzeczy: rachunków (wliczone, czy nie), Internet, dzielnica, ilość osób w mieszkaniu, itp.. W większości przypadków trzeba jednak liczyć się z wydatkiem rzędu około $300 na tydzień, co w miesiącu daje $1200.

Batoidea - Płaszczka Black Swan - Łabędź czarny Dugong - Diugoń

Szczęśliwi znalazcy pokoju, zaczynają rozglądać się za pracą i tu rozpoczynają się problemy. Praca w Sydney jest i jest jej dużo, trzeba tylko być we właściwym miejscu o właściwym czasie, czyli jak wszędzie. Student rozglądający się za zajęciem dla siebie ma do pokonania kilka przeszkód. Przede wszystkim konkurencję (Sydney zalane jest przez obcokrajowców), no i fakt, że nie jest on dostępny 24/7, niestety ograniczenia wizowe, pozwalają na pracę w wymiarze 20 godzin tygodniowo. Na całe szczęście dla studentów nie wszyscy pracodawcy tego przestrzegają. Przebywając w Sydney poznałam tylko jedną osobę, z którą pracodawca podpisał umowę, nazwijmy ją pani „A”. Nie miała ona ograniczeń czasowych w wizie, ani żadnych dodatkowych obowiązków typu nauka, co pozwalało jej na pracę 24/7. Wszyscy pozostali znajomi studenci pracowali na czarno, tzn. mogli pracować legalnie, nikt jednak z nimi niczego nie podpisywał i z dnia na dzień mógł powiedzieć im: „Do widzenia”. Może opiszę parę przypadków.

University of Sydney - Uniwersytet w Sydney
Pani „B”, pracowała w Anglii przez długi okres czasu w wyuczonym zawodzie. Ładnie mówi po angielsku. Bardzo sympatyczna osoba, zawsze uśmiechnięta i rozmowna. Pracowała też w Polsce, również w zawodzie, tutaj w Sydney była sprzedawczynią. Oczywiście nikt nie podpisał z nią jakiejkolwiek umowy, a żeby nie stracić posady zgadzała się na wszystko, czyli praca w weekendy i wszelkie inne dni wolne. Sydney Tower - Wieża w SydneyPan „C” pracował w pizzerii zajmował się wszystkim, dowoził pizzę, przyjmował zamówienia, robił pizzę. Potem przerzucił się na malowanie, bo lepiej mu płacono. Pani „D” pracowała głównie w restauracjach i kawiarniach, pomimo studiowania tutaj ekonomii. Pani „E” kończy szkołę fryzjerską, od 16 miesięcy jest kucharką w restauracji, ale marzy o pracy w zawodzie. Pan „F” już od bardzo dawna zajmuje się robieniem pizzy, sam z siebie się śmieje, że jeśli nie zostanie w Australii, to chyba w swoim kraju będzie robił pizzę, bo ma już taką wprawę. Pani „G” jest w Australii od roku, poznałam ją w sklepie, gdzie pracowała jako sprzedawczyni. Bardzo ubolewała nad tym, że nikt nie chce jej zatrudnić w zawodzie, pomimo tego, iż w Brazylii zrobiła magistra. Teraz musi przechodzić przez to raz jeszcze, tym razem studiuje to samo, co w Brazylii, ale w Australii. Mam nadzieję, że jej się uda ułożyć tu życie, w grudniu bowiem ślubowała z Australijczykiem. Redback spider - Latrodectus hasselti jadowity pająkPan „H” trochę roznosił ulotki, potem sprzątał parking w wieżowcu, nie wiem, co porabia teraz, może znalazł coś lepszego. Pani „I” przez długi okres czasu była opiekunką, również kelnerką. Pani „J” była opiekunką, a oprócz tego łapała się każdego dodatkowego zajęcia zleconego jej przez agencję. Pani „K” długo mieszkała w Anglii, ślicznie mówi w tym języku, pracowała w zawodzie, w Sydney została nianią. Pan „L” magister znalazł pracę w zawodzie, ale dla pracodawcy nie ważne było jego doświadczenie zawodowe, lecz to czy ma styczność z angielskim na co dzień. Większość z wymienionych przeze mnie osób (nie tylko Polaków), posiada wyższe wykształcenie, niektórzy mają także doświadczenie zawodowe. Niestety to czego im brakuje to obywatelstwo australijskie, a czasami przeszkadzają im zbyt wysokie kwalifikacje. Tak w Australii nikt (kto jest tego świadomy) nie zatrudni jako sprzedawcy osoby po licencjacie, a co dopiero z dyplomem magistra. Jako ciekawostkę załączam australijski przelicznik: licencjat to jeden dyplom, magister to dwa dyplomy! I jak można się domyśleć, mało który menadżer ma licencjata...

Sydney Harbour Bridge, most w Sydney
Jeżeli, ktoś ma cierpliwość, to życie studenckie świetnie przedstawiają dwa blogi Australijski Sen oraz Australijski Sen &, gorąco polecam. Opisywali oni każdy swój dzień życia tutaj, także można przeżywać razem z nimi wszystkie rozterki i radości.

Red-necked Wallaby - Walabia BennettaNie chcę, aby ktoś czytający tego bloga pomyślał, iż zniechęcam do przyjazdu do Sydney, ależ skąd! To bardzo piękne miasto, pełne życzliwych ludzi, przepięknych roślin, zwierząt i lśniącego słońca (nie zapominajmy jednak o deszczach ;) ). Jak trzeba każdy sobie tutaj poradzi, nauczy się wszystkiego i znajdzie zajęcie, które może pozwoli mu na odkrycie tego wspaniałego kraju. Chciałam Wam jednak przekazać nieco realiów z życia studenckiego, czyli to czego należy się tu spodziewać. Myślę, że sytuacja wygląda inaczej w przypadku osób z rezydenturą i obywatelstwem.

The Royal Botanic Gardens in Sydney - Ogród Botaniczny w Sydney
Na koniec optymistyczny akcent, większość spośród wymienionych przeze mnie osób wyjechało na wymarzone australijskie wakacje. Może, więc warto próbować :)

Common Brushtail Possum - Pałanka kuzu The Robert Brough Memorial Fountain Galah - Kakadu różowa

Kilka postów, które mogą okazać się przydatne przylatującym do Sydney:


1 komentarz:

Dagmara Fafińska pisze...

Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

Prześlij komentarz