sobota, 22 stycznia 2011

Are you looking at me?

„Odkryj fascynującą historię i piękno alejek sydnejskich (…)” - tak do obejrzenia projektu „Are you looking at me?” CityArt zachęcała informacja w Internecie.

Dziewięciu wybranych przez Barbara Flynn artystów za pomocą światła, dźwięku, tekstu oraz obrazów przeobrazić miała niektóre sydnejskie alejki ze zwykłych szarych w bardziej interesujące. Przerysowaliśmy, więc mapę z Internetu, zapisaliśmy sobie gdzie i na jakiej uliczce co można znaleźć, i ruszyliśmy do miasta.

W pierwszej wąskiej dróżce Temperance Lane, dość obskurnej do tego stopnia, że nawet zastanawiałam się, czy Przemek oby na pewno dobrze odczytał mapę, przywitało nas pulsujące koło. Niestety trafiliśmy dobrze, bo opis podawał, że w Temperance Lane rytm pulsującego koncentrycznego okręgu, będącego wizualizacją Miles Davis, niesie zakodowane, „niejawne”, podwójne przesłanie. Nigdy nie rozumiałam sztuki współczesnej. Dla mnie nie było to ani ładne, ani twórcze, a tym bardziej nie dostrzegałam w tym żadnego ukrytego, czy też jawnego znaczenia. Na dodatek chciałam stamtąd szybko uciekać ;)

Niezrażeni pierwszym podejściem z uśmiechem na twarzy, poszliśmy do kolejnego punktu Wynyard Lane. W tej to alejce umieszczony był duży wiszący szyld z trzema napisami Har Bour View, podobno baner ten miał zachęcić mieszkańców do zastanowienia się nad różnymi widokami miasta nie tylko Harbour. Ponownie przekonaliśmy się, że ciężko jest z naszym odczuciem sztuki i jak wcześniej szybko stamtąd uciekliśmy.

W kolejnej alejce zastaliśmy ponaklejane zdjęcia maszyn do pisania na jednym z budynków. Podobno uliczka, w której zostały one wyeksponowane Underwood Street we wczesnych latach XX wieku była tą, w której produkowano właśnie maszyny do pisania tej marki.

Nie będę Wam jednak opisywała wszystkich dziewięciu dzieł, uważam bowiem, że nie są one tego warte. Nam podobały się szczególnie dwie ekspozycje Rush, znajdująca się na Bridge Lane oraz Milk and the town that went mad z Underwood Street. Pierwsza, której autorem jest Nike Savvas, to sufit stworzony z wielu kolorowych pasków powiewających na wietrze. Pomysł prosty, a efekt tańczących wstążek bardzo ciekawy. Drugi projekt Milk and the town that went mad, to stworzony na rurze stół, na którym znajdowały się same popielniczki, a obok krzesełka, na których można było usiąść i odpocząć. Oczywiście siedzenie nad papierosami nie jest niczym przyjemnym, jednakże cierpliwa osoba po jakimś czasie usłyszy dźwięk dobiegający z głośników, a jest to recytowany wiersz Dylan’a Thomasa. Artystka Mikala Dwyer chciała zobrazować potrzebę poezji i marzeń, nawet w miejscu takim jak ta obskurna alejka.

 


Ogólnie byliśmy zawiedzeni tym, co widzieliśmy i żeby poprawić sobie humor poszliśmy na The Domain posłuchać symfonii Sydney Symphony and Sydney Philharmonia Choirs. Orkiestra grała naprawdę ładnie, można było się zrelaksować i nie myśleć o wcześniejszej „sztuce”. Tym razem jednak nie mieliśmy ze sobą kocyków, dlatego tylko pospacerowaliśmy po placu ciesząc się dźwiękami unoszącymi się w powietrzu. Następnym razem na pewno będziemy mieli ze sobą nasze małe niebieskie zdobycze i zostaniemy tu trochę dłużej, a tego wieczoru postanowiliśmy wykorzystać ładną pogodę i uwiecznić miasto nocą.

  

 

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Sztuka współczesna to faktycznie jakiś wyższy stopień wtajemniczenia. Albo wina po prostu brak... ;)

Urszula pisze...

Dużej ilości wina ;)

Prześlij komentarz