wtorek, 8 marca 2011

Deszczowe Cairns

Uwaga na kokosyNadszedł nasz ostatni dzień pobytu w Cairns. Na dzisiaj nie planowaliśmy niczego szczególnego, oprócz poleniuchowania w łóżku do 8.00... nareszcie! :) Po uprzątnięciu pokoju i dopakowaniu ostatnich rzeczy, pozostawiliśmy plecaki w Calypso i tym razem spacerkiem, nie czekając na darmowy autobus, udaliśmy się w kierunku centrum.

Budynek pocztyCairns jest uroczym miastem. Z jednej strony otacza je woda, z drugiej widać góry, ponad którymi, podczas naszego pobytu tutaj, wiecznie unosiła się mgła. Miasto to zawdzięcza swoją nazwę Sir William Wellington Cairns, gubernatorowi stanu Queensland. Powstało ono z myślą o górnikach, jednakże dość szybko okazało się, że Port Douglas jest dla nich zdecydowanie lepszą lokalizacją. W związku z tym Cairns przekształcone zostało w główny port, z którego wywożono trzcinę cukrową, złoto i inne metale oraz minerały i produkty rolne z okolicznych terenów. Obecnie miasto czerpie największe dochody z turystyki, tuż za którą plasuje się przemysł cukrowniczy. Niestety z uwagi na położenie, miasto narażone jest również na cyklony i tak na przykład w tym roku był to Yasi, w 2006 Larry, 2001 Abigail, 2000 Steve, 1999 Rona, 1997 Justin.

W porcie
Wcześniej, z uwagi na intensywny tryb życia tutaj, nie mieliśmy okazji na spokojnie przespacerować się ulicami tego miasta. Dzisiaj w końcu nadarzyła się taka możliwość. Okazuje się jednak, że nie zawsze bywa różowo. Mieliśmy czas, ale jak na złość rozpadało się. W takich sytuacjach dobrze jest mieć ze sobą kurtki przeciwdeszczowe :) Minusem takich kurtek w tym klimacie jest to, że pioruńsko szybko robi się w nich gorąco. Dlatego spacerując ulicami Cairns Przemek znalazł ich nieco inne zastosowanie, bardziej parasolowe niż kurtkowe, co w tym wszystkim okazało się strzałem w dziesiątkę. Spacerując Wharf St. mijaliśmy ciekawy budynek tutejszego kasyna, nieco dalej ulica ta przechodzi już w Spence St., czyli miejsce, z którego odpływaliśmy w nasz rejs na Wielką Rafę Koralową.

Kasyno
Dzisiaj z uwagi na pogodę miasto było nieomalże puste. W pobliżu ulicy Esplanade znajduje się basen Cairns Esplanade Lagoon, w którym pomimo nieciekawej pogody pluskali się nieliczni śmiałkowie, którym ta kąpiel sprawiała istną przyjemność. Właściwie to było ciepło tylko wyjątkowo mokro, co dla pływających ma przecież ogromne znaczenie ;) Miejsce to jest ciekawe, sprawia bowiem wrażenie oddzielnego zbiornika, a tak naprawdę połączone jest z oceanem i zmyślnie wkomponowane w miasto.

Cairns Esplanade Lagoon
Przemierzając Cairns, zapoznając się z jego uliczkami i zaglądając do pobliskich sklepików, zgłodnieliśmy. Deszcz padał nieustannie dlatego uznaliśmy, że do Calypso nie będziemy wracać na pieszo, ale skorzystamy z busika, dlatego na miejsce naszego posiłku wybraliśmy włoską restaurację usytuowaną blisko przystanku. Najedzeni i usatysfakcjonowani, że wiemy jak wygląda Cairns pojechaliśmy do hostelu skąd zabrano nas na lotnisko.

LecimyNasz lot rozpoczął się przed czasem, jako że wszyscy pasażerowie znajdowali się już na pokładzie. Chyba w nagrodę za jego przyspieszenie, lądowanie było wyjątkowo paskudne. Najpierw samolot musiał zrobić dodatkowe okrążenie nad lotniskiem, a gdy zaczął obniżać swój lot wiatr albo nasz kapitan postanowił, że rozbuja znudzonych pasażerów. Jeszcze nigdy samolot, którym lecieliśmy nie gibał się tak strasznie zarówno przed jak i po dotknięciu ziemi. Później, gdy dochodziłam do siebie przy bramce już na lotnisku, słyszałam jak jedna ze stewardes pytała się kapitana o to lądowanie. W odpowiedzi usłyszeliśmy rozbrajający śmiech pilotów.

Tym razem wróciliśmy do Sydney, ale tylko na jeden dzień. Czeka nas bowiem zmiana klimatu, a w tym celu trzeba się przepakować i zabrać ze sobą nieco cieplejsze rzeczy. Już się nie mogę doczekać rześkiego powietrza szczególnie po tych kilku dniach spędzonych w gorącym suchym klimacie, a potem w tropikach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz