piątek, 4 marca 2011

A teraz na wschód

Kolejny dzień zaczął się, na całe szczęście, nieco inaczej niż poprzednie. Był czas żeby się wyspać :), nie musieliśmy się spieszyć. Dzień wcześniej wydłużyliśmy nasz pobyt o 30 minut i wymeldować mieliśmy się dopiero o 10.30. Pozwoliliśmy sobie, więc spać aż do 8.30! :)

Nasz pokój w Alice Springs Nasz pokój w Alice Springs

Toddy's Backpackers Resort Alice Springs Toddy's Backpackers Resort Alice Springs

W portierni spotkaliśmy naszego znajomego Jasia Fasolę. On bowiem też zatrzymał się w Toddy’s Resort Backpackers. Jak to Jaś Fasola, Mark ciągle coś gubił i zdaje się, że wielokrotnie wracał do swojego pokoju, bo czegoś zapomniał. Pani w portierni nie mogła powstrzymać się od śmiechu, gdy Mark zniknął jej z pola widzenia. My doskonale wiedzieliśmy dlaczego, przecież spędziliśmy z nim ostatnie trzy dni. Żeby nie tracić czasu zostawiliśmy nasze bagaże w przechowalni i z niewielką mapą miasta, którą otrzymaliśmy w hostelu, ruszyliśmy na podbój Alice Springs.

Alice SpringsAlice Springs jest drugim, co do wielkości miastem w Terytorium Północnym (Northern Territory), liczy sobie około 28.000, co stanowi 12% populacji całego stanu. Położone jest ono mniej więcej w połowie drogi z Adelaide do Darwin.

W trakcie, gdy zmierzaliśmy do niedalekiego centrum, bardzo miło zaskoczyli nas jego mieszkańcy, witając się z nami, gdy nas mijali. Naprawdę się tego nie spodziewałam, czytałam bowiem w niejednym blogu, że czarnoskórzy mieszkańcy tego miasta, głównie piją, a tu proszę! Nic tylko uśmiech na twarzy i miłe „Good Morning” na dobry początek dnia :)

Pierwszym odwiedzonym miejscem w Alice Springs był The Gathering Garden, czyli ogród zgromadzeń. Ogród zgromadzeń jest instalacją wkomponowaną w park, która została stworzona, aby oddać hołd przeszłym i obecnym mieszkańcom. W szczególności ma ona upamiętnić wysiłek afgańskich i hinduskich wielbłądników, którzy obsługiwali szlak komunikacyjny przez pustynię. Projekt ten oddaje również cześć ludziom Arrernte, na których to ziemiach powstało Alice Springs.

The Gathering Garden
Wytrzepywanie piaskuZ parku, z centrum Alice Springs skierowaliśmy swe kroki w stronę rzeki Todd River. Przypadły nam do gustu jej rwące strumienie, a dodatkowo pogoda nam sprzyjała, więc postanowiliśmy trochę popływać w jej głębokim korycie. Oczywiście po wszystkim nie obyło się bez wytrzepywania piachu z butów, ale zabawa i tak była przednia! Piach należało wytrzepać ponieważ Todd River jest tak zwaną efemeryczną rzeką, czyli krótkotrwałą, ulotną (nazwa efemeryczny wywodzi się z języka greckiego ephemeros, czyli trwający tylko jeden dzień). Jej koryto jest w większości czasu suche i tylko w okresie mokrym, przy znacznych deszczach jej brzegi wypełniają się wodą. Zarówno dla mnie jak i dla Przemka była to pierwsza tego typu rzeka, którą przyszło nam podziwiać i oczywiście przepłynąć ;)

Pływamy w rzece Todd River
Lions WalkCzas mijał, a brzuchy powoli dawały o sobie znać, trzeba było szybko znaleźć jakąś jadłodajnię. Na szczęście w Alice Springs jest i Coles, i Woolworths oraz wszelkiego rodzaju restauracje. Gdy tylko napełniliśmy brzuszki i uzupełniliśmy zapasy wody, uznaliśmy, że warto by było rzucić okiem na miasto z góry. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do naszego kolejnego lotu, w związku z czym wybraliśmy się na punkt widokowy Anzac Hill (w języku Aborygenów Untyeyetwelye), na który prowadziły różne szlaki. My wybraliśmy Lions Walk liczący około 240 stopni (liczbę stopni ustaliliśmy licząc je osobno, a następnie wzięliśmy ich średnią), czyli nie aż tak wiele :) Nazwa Lions Walk związana jest z klubem Lions Club z Alice Springs, którego członkowie pracowali nad tą trasą, a było to w latach 1970-71.

Anzac Hill
Z góry mogliśmy podziwiać panoramę miasta oraz dowiedzieć się nieco na temat samego Alice Springs, jak choćby kwestii związanych z pogodą. Latem temperatura waha się tu w okolicy 45˚C. Najwyższa zanotowana temperatura wynosiła 45,2˚C, a było to w 1960 roku, natomiast najniższa to 7,5˚C odnotowana w 1976. O dziwo pojawił się tu również śnieg w 1977 roku na górze Mount Gillen. Anzac Hill stanowi także święte miejsce dla Aborygenów.

Panorama Alice Springs Panorama Alice Springs Anzac Hill

W końcu zegarek poinformował nas, że czas wracać po bagaże. Samolot na nas nie zaczeka… Weszliśmy jeszcze do kilku sklepików na deptaku Todd Mall, a stamtąd już prosto Todd Street i Gap Road do Toddy’s po bagaże, a stamtąd miał nas już odebrać dzień wcześniej zamówiony „shuttle bus”.

Alice Springs Alice Springs Alice Springs

Lotnisko w Alice SpringsNa lotnisku przyszło nam czekać dość długo na nasz samolot. Z niewiadomych dla nas przyczyn był on spóźniony około godzinę. Czas ten jednak nie poszedł na marne: ja starałam się spisywać nasze wrażenia, Przemek bawił się w sudoku, a w między czasie przypominaliśmy sobie język Mickiewicza w wykonaniu innym niż naszym. To ostatnie zawdzięczamy towarzyszącej nam przed bramką znacznej grupie polskich turystów, którzy również wybierali się tam gdzie i my.

W Cairns wylądowaliśmy około 21.00 bardzo wymęczeni czekaniem i samym lotem. Niestety przyszło nam jeszcze czekać 20 minut na kolejny tego dnia „shuttle bus”, którym dotarliśmy do naszego nowego miejsca zameldowania Calypso Inn Backpackers Resort. Była już blisko 22.00 i z wielkim wysiłkiem utrzymywaliśmy uśmiechy na twarzach, gdy rozmawiał z nami pracownik Calypso o swojsko brzmiącym nazwisku Gołąbek. Dziadkowie Axela Gołąbka wyemigrowali do Australii i w związku z tym z języka polskiego pozostała mu znajomość tylko wybiórczych słów, ale i tak miło było usłyszeć je w jego wykonaniu.

Nasz samolot
Po niezbędnych formalnościach, w końcu zostaliśmy zaprowadzeni do naszego pokoju numer 44, w którym nie pozostało nam nic innego, jak szybko iść spać... ale oczywiście nie mogliśmy zapomnieć o przygotowaniu się do kolejnego intensywnego dnia. Dla pewności, w recepcji ustaliliśmy też godzinę jaka jest w Cairns, gdyż jak do tej pory wszędzie gdzie się wybieraliśmy zmieniała się strefa czasowa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz