sobota, 5 marca 2011

Cud gorączki złota, czyli kilka słów od Przemka

Na dworcu w CairnsDzisiejszy dzień, można powiedzieć, że był planowany od przeszło 3 lat, a wszystko za sprawą pewnego programu na Discovery, czy National Geographic, już dokładnie nie pamiętam. To właśnie po jego obejrzeniu moje Dziewczyny: Ula i jej mama zadecydowały, że to jest TO co trzeba koniecznie zobaczyć w Australii. Trochę czasu (kolejne 3 lata ;) ) zajęło nam dokładne ustalenie, gdzie mielibyśmy się udać aby ten cud ujrzeć, bo niestety nikt nie zapamiętał jego nazwy ani nawet jakiegoś bliższego temu miejscu miasta prócz Sydney. Jak się później okazało najbliższe temu cudowi lotnisko znajduje się w Cairns, które od stolicy NSW jest oddalone o zaledwie około 2415km! To by tłumaczyło dlaczego jego znalezienie zajęło nam tyle czasu ;D Ale do rzeczy...

Kuranda Scenic Railway Kuranda Scenic Railway Kuranda Scenic Railway

Dziś znów obudziliśmy się dość wcześnie 5.30, dlatego śniadanko i przygotowanie do wyprawy zajęło nam więcej niż zazwyczaj czasu, ale nie spieszyliśmy się, gdyż Calypso Inn w swojej ofercie ma darmowe podrzucenie swoich klientów do centrum Cairns. Gdy około 7.10 zwarci i gotowi zjawiliśmy się w recepcji, by dopełnić formalności meldunkowych, a następnie wsiąść do busa odjeżdżającego o 7.15, okazało się, że nie do końca jesteśmy jeszcze w Queensland... a dokładniej we właściwej strefie czasowej. Nasze zegarki późniły się o dokładnie 30 minut (zamiast o 7.10 byliśmy zwarci i gotowi na 7.40), a w związku z tym najbliższy bus odjeżdżał za 35 minut, czyli o właściwej 8.15! Oj, czyżby trzyletnie poszukiwania i przygotowania miały spełznąć na niczym? Nie! Na taksówkę nie czekaliśmy więcej niż 5 minut i dokładnie o 8.00 staliśmy jako drudzy w kolejce po bilety na Kuranda Scenic Railway.

Kolejka zakręca o 180 stopni - Horseshoe Bend
Widok z okna Kuranda Scenic RailwayProces samego zakupu przebiegł nieomal bezproblemowo, gdyż kilka tygodni wcześniej zarezerwowaliśmy sobie wszystkie bilety przez Internet. „Nieomal” wzięło się stąd, że gdy już chcieliśmy zasiąść na swoich miejscach one były już zajęte! Chwilę później okazało się, że nie będzie konieczności siedzenia na niczyich kolanach, gdyż część z naszych biletów zostało wystawionych na dzisiaj, a jeden (ten potrzebny na pierwszy odcinek naszej wyprawy) z datą dokonania rezerwacji. Szybciutko wszystko zostało wyjaśnione w kasie i z nowym biletem udaliśmy się na zupełnie nowe, o wiele lepsze miejsca :) by krótko po tym ruszyć ze stacji Cairns na podbój lasu deszczowego i Kurandy.

Stoney Creek FallsKolejka, na którą byliśmy tak zafiksowani od trzech lat, powstała w czasach, gdy północny-wschód Australii przeżywał gorączkę złota. Stoney Creek FallsW około 1873 roku po raz pierwszy znaleziono ten drogocenny kruszec w pobliskich górach, ale jego wydobycie utrudnione było brakiem właściwych szlaków komunikacyjnych łączących osady w głębi lasu deszczowego z morzem. Szczególnie uciążliwe było to w czasie pory deszczowej, kiedy osadnicy musieli sobie radzić kilka miesięcy odcięci od dostaw żywności. Dopiero w roku 1884 po dwóch latach poszukiwań, podróżnik Christie Palmerson wraz z Pompo, aborygeńskim przewodnikiem z plemienia Bama, wytyczyli najdogodniejszy szlak pod budowę linii kolejowej, aby ostatecznie prace zostały rozpoczęte w 1886. Zadziwiające jest to, że 1500 robotników wyposażonych jedynie w łopaty, kilofy i dynamit, którego i tak nie zawsze mogli użyć, przemieściło niemalże 3 miliony metrów sześciennych ziemi, wydrążyło 15 tuneli, zbudowało 55 mostów, uformowało 98 zakrętów i ostatecznie położyło 37 kilometrów torów z Cairns do Herberton. Pierwszy szesnastokilometrowy odcinek Cairns-Redlynch oddany został do użytku po 18 miesiącach od rozpoczęcia budowy, drugi najtrudniejszy przebiegający przez Freshwater Valley i wzdłuż Barron Gorge do Mareeba po 6 latach. W całości (trzy odcinki) linia została oddana do użytku w roku 1910, żeby w 1911 ulec niemal całkowitemu zniszczeniu po przejściu dwóch cyklonów. Obecnie Kuranda Scienic kursuje codziennie pomiędzy Cairns a Kurandą wznosząc się o 327 m w stosunku do Cairns.

Stoney Creek Falls Stoney Creek Falls

Most przy Stoney Creek FallsPierwszą atrakcją na trasie przejazdu kolejki, poza mnóstwem zabytkowych chałupek rozsianych w okolicy torów, jest Horseshoe Bend (Zakręt Podkowy), na którym pociąg zakręca o 180 stopni, tak że znajdując się prawie na końcu składu widzieliśmy jadącą równolegle do naszego wagonu lokomotywę :) Kuranda Scenic RailwayZaraz za trzynastym tunelem naszym oczom ukazał się przepiękny wodospad Stoney Creek Falls, obok którego przejechaliśmy na wspaniałym moście kratowym. Niestety nie udało nam się zrobić zdjęcia kolejki, wodospadu i mostu jak na pocztówkach, gdyż ta pierwsza mogła by na nas nie zaczekać ;) Zamiast tego udało nam się ustrzelić most i wodospad na zakręcie prowadzącym do kolejnej atrakcji.

Tym co wywarło na nas największe wrażenie były kolejne wodospady, Barron Falls, do których dotarliśmy po przejechaniu ostatniego najdłuższego (490m) tunelu z 3 zakrętami, których niestety nie zauważyliśmy ze względu na panujące ciemności :) Na szczęście na podziwianie samych wodospadów mieliśmy przeszło 10 minut, gdyż nasz pociąg zatrzymał się na pobliskiej stacji dając szansę swoim pasażerom na zrobienie pamiątkowych zdjęć.

Barron Falls

Barron Falls Barron Falls

KurandaOstatnim przystankiem była oczywiście Kuranda, do której dotarliśmy po około 105 minutach jazdy kolejką. KurandaNa stacji udało nam się zdobyć mapę miasteczka i pełno darmowych przewodników, na podstawie których niezwłocznie ustaliliśmy plan działania. Nie tracąc czasu przeszliśmy prężnym krokiem centralną ulicę Coondoo St zaglądając jedynie pobieżnie do mijanych sklepików, a to dlatego, że pierwszym punktem jaki zamierzaliśmy zobaczyć było Australian Butterfly Sanctuary.

Wielokrotnie w Poznaniu odwiedzaliśmy motylarium w ZOO, ale czegoś takiego jak w Kurandzie nie spodziewaliśmy się. Przede wszystkim jest ono kilkukrotnie większe od poznańskiego, znajduje się w nim dużo więcej różnorodnych, przepięknych tropikalnych motyli, jest w nim łatwiej utrzymać tropikalny klimat ;) a hodowla odbywa się w pobliskim laboratorium.

Ornithoptera euphorion
Gdy tylko zakupiliśmy bilety, a potem przeszliśmy zasłonę z dwóch ciężkich kurtyn, naszym oczom ukazała się zielona przestrzeń przyozdobiona wszystkimi kolorami tęczy wirującymi nad naszymi głowami. Szczęściarze, jak moja Ula, mieli okazję nawet cieszyć się motylimi ozdobami we włosach (ta broszka nazywa się Hypolimnas bolina, ale w Nowej Zelandii stosowane jest bardziej poetyckie określenie Blue Moon Butterfly z ang. Motyl Niebieskiego Księżyca). Sam świat motyli przybliżył nam ich opiekun, o swojsko brzmiącym imieniu Dmitrij. Przedstawił on nam dokładnie swoich skrzydlatych podopiecznych, ich zwyczaje oraz jak należy je oszukiwać, aby w rozsądny sposób dostarczyć im pożywienia. Okazuje się mianowicie, że zamiast hodowania tysięcy roślin kwitnących codziennie, wystarczy kilka dwukolorowych lejków, prawie całych białych za wyjątkiem żółtych węższych ich części, umieszczonych w pożywnej zielonej cieczy, których motylek nie jest w stanie odróżnić od prawdziwych przekąsek :)

Papilio ulyssesy Karmienie motyli Cethosia chrysippe

Nam najbardziej podobały się endemiczne dla Australii, wiecznie zestresowane Papilio ulyssesy (Blue Mountain Butterflys z ang. Motyle Niebieskich Gór), które pomimo intensywnego niebieskiego koloru skrzydełek nie dysponują żadnym mechanizmem obronnym w przeciwieństwie do również endemicznych, zielonych Ornithoptera euphorion, które to z kolei są toksyczne. Dlatego po wizycie w laboratorium, gdzie mogliśmy zaobserwować poszczególne stadia rozwoju motyla (jajeczka, gąsienice, poczwarki, wyjście z poczwarki i imago), pospiesznie wróciliśmy do głównego pomieszczenia z niebieskimi motylkami i próbowaliśmy któregoś ustrzelić.

Australian Butterfly Sanctuary Australian Butterfly Sanctuary Australian Butterfly Sanctuary

Ornithoptera priamus euphorion
Oniemieli pięknem motyli udaliśmy się na dalszy podbój Kurandy. Nasze kroki skierowaliśmy w kierunku zabytkowego targu i trochę nowszych stanowisk targowych nieopodal motylarnii. Podczas tej eksploracji natrafiliśmy na Birdworld Kuranda, ale ponieważ oferowane do zobaczenia zwierzęta widzieliśmy już niejednokrotnie w ich naturalnym środowisku, nie zdecydowaliśmy się dofinansować tej placówki. Wkrótce również nasze brzuszki zaczęły się upominać o to, co im się należy i musieliśmy znaleźć jakąś restaurację, gdyż nasze drugie śniadanie już dawno zniknęło.

Gdy tylko skończyliśmy posilać się, Ula rybą z frytkami, a ja ulubionymi krążkami kalmarów też z frytkami, zostało nam zaledwie kilka minut na odwiedzenie paru sklepików, gdyż 15 zbliżała się nieubłaganie, a to przecież sobota. Nie zapominajmy też o powrocie do Cairns.

Skyrail Rainforest Cableway Skyrail Rainforest Cableway Skyrail Rainforest Cableway

Tym razem jednak nie wsiedliśmy do zwykłej kolejki lecz do kolejki linowej Skyrail Rainforest Cableway, którą to dostaliśmy się w pobliże Smithfield. Można powiedzieć kolejka linowa jak kolejka linowa, ale ten las deszczowy pod nami, na około nas (na szczęście nie nad nami) robi wrażenie. W drodze do ostatniej stacji kolejki były dwie przesiadki, w czasie których mieliśmy okazję dokładniej przyjrzeć się różnym typom lasu deszczowego, nad którym chwilę wcześniej wisieliśmy. Krótkie spacery prowadziły w głąb dziczy, a w przypadku pierwszej przesiadki na jej skraj, skąd ponownie naszym oczom ukazały się niesamowite Barron Falls.

Lasy deszczowe Lasy deszczowe Lasy deszczowe

Barron Falls
Z dolnej stacji kolejki około 17.20 odjeżdżał busik, który miał nas zawieść bezpośrednio pod Calypso Inn. Ponieważ czekanie ponad godzinę na stacji kolejki nie zapowiadało się ekscytująco, więc postanowiliśmy pokombinować i ostatecznie z jedną przesiadką w Freshwater, byliśmy w Cairns pół godziny przed planowanym czasem. Jeszcze tylko małe zakupki w Coles, krótki marsz w ulewnym deszczu do skrzyżowania Lake St i Shields St skąd udało nam się złapać darmowy bus Calypso Inn i po 10 minutach byliśmy w swoim pokoiku, aby przygotować się na kolejny dzień pełen wrażeń.

Las deszczowy Las deszczowy Las deszczowy

Las deszczowy Walka o życie w lesie deszczowym

Wracamy do Cairns

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz